i oto nastąpił 200 wpis na blogu 🙂 Detektyw Monk byłby ze mnie dumny! 🙂 Nie żebym liczyła – edytor w którym prowadzę bloga robi to za mnie – i nadał pisanemu właśnie postowi ten jakże wzniosły numer 🙂
Jak już numer jest taki wzniosły to przydałoby się coś wzniosłego napisać a jedyne co mi przychodzi do głowy na początek to fakt, który mnie rozbawił przy kolacji Julci kiedy to okazało się że nasza córcia kochana zdecydowanie woli kanapkę z szynką i rzodkieweczką (myślę że rzodkieweczka jest tu kluczowa…) od pączka 🙂 To ja chciałam wyjść na taką dobrą mamusię i zrobić dziecku przyjemność z cyklu „dziś na kolację zjesz kochanie pączka” bo umówmy się że niejedno dziecko chciałoby takie zdanie usłyszeć… ale nie Jula! – mina i sugestywne odkręcanie głowy nie pozostawiło złudzeń – mój akt dobrej woli nie zadziałał 🙂 Nie to co kanapeczka – Jula wciągnęła ją raz dwa 🙂
Julcia ogólnie zaskakuje nas często w kwestii swoich upodobań kulinarnych, pozbawiona awersji do konkretnych rzeczy z cyklu „nie bo nie” je po prostu to co jej smakuje (np bardzo lubi szpinak i ryby) a jak coś jej nie smakuje to nie ma szans na zjedzenie, a w tej kategorii mieści się sporo słodkich rzeczy, może poza lodami, choć też nie zawsze. Pewnie to i lepiej bo podobno zęby zdrowsze – apropos – w końcu zaczęła się pokazywać jedynka górna i myślę że, ponieważ czekamy na nią już dwa lata, to zdecydowanie wiadomość godna 200 wpisu 🙂
To jak już wzniosłość chwili uratowana to mogę kończyć 🙂
Jeszcze może kilka bieżących spraw. Jula ćwiczy dzielnie codziennie, z Sebastianem w tygodniu a ze mną weekendowo, choć muszę przyznać że vojta w moim wykonaniu już taka bardzo weekendowa nie jest i nawet czasem całkiem dobrze mi wychodzi. Lubię ćwiczyć z Julą i mam nadzieję że przełoży się to choć trochę na efektywność. U Sebastiana Jula radzi sobie super, od początku roku właściwie trwa nieprzerwanie jej dobra forma, która przekłada się na coraz lepszą pracę mięśni i coraz fajniejszą pracę na kolejnych ćwiczeniach. Ważne też jest, że mimo naprawdę intensywnych ćwiczeń okres między napadami padaczki się konsekwentnie wydłuża, z początkowo trzech tygodni, do teraz już ponad dwóch miesięcy i nadal nic się nie dzieje. Zwykle jest tak, że jak już się pochwalę to sprawa się sypie, ale myślę że warto o tym napisać żeby każdy kto obawia się vojty ze względu na padaczkę wiedział że nie ma się czego obawiać a wręcz można poprawić sytuację.
to myślę najważniejsze sprawy 🙂
pozdrawiam serdecznie