W związku z tym, że chciałabym choć troszkę przybliżyć naszą sytuację i Julci chorobę, najlepiej będzie chyba wspomnieć o najważniejszych dla nas wydarzeniach, głównie takich do których na pewno będę nie raz nawiązywać w bieżącym blogu. Jednym z nich jest niewątpliwie operacja, jaką Julcia przeszła pod koniec zeszłego roku.Polegała ona na podcięciu i w efekcie rozciągnięciu ścięgien w nóżkach w okolicach ud oraz pod kolanami, fachowo nazywanym: dwupoziomowym uwolnieniem kończyn dolnych”. Na operację skierowała nas pani doktor rehabilitacji z turnusu w Małym Gacnie, po obejrzeniu wyniku rtg bioderek jaki musimy robić kontrolnie raz w roku. Okazało się, że są już na tyle mocno podwichnięte, że trzeba zgłosić się do ortopedy i że prawdopodobnie zakończy się operacją i że jest to już ostatni moment. I tak jak pani doktor powiedziała, tak też zrobiliśmy i wylądowaliśmy w Klinice Ortopedii w Otwocku, po wcześniejszych konsultacjach u prof. Czubaka w Warszawie. Cała sprawa operacji, narkozy i półtora miesiąca gipsów była dla nas początkowo czymś zupełnie abstrakcyjnym i przerażającym, w sumie spędziliśmy w szpitalu trzy doby, Julcia narkozę zniosła całkiem dobrze (przyznam, że cała ta narkoza najbardziej chyba mnie przerażała) ale bardzo bolały ją nóżki i przeżyliśmy wspólnie kilka a nawet kilkanaście naprawdę ciężkich dni i nocy. Julcia dostała na szczęście tabletki rozluźniające i przeciwbólowe i chwała za te tabletki!
Efekt operacji jest bardzo pozytywny, Julcia ma dużo bardziej rozluźnione bioderka, można ją sobie owinąć wokół pasa nóżkami, a wcześniej ciężko było jej nałożyć pieluchę tak mocno miała sciśnięte nóżki. Znacznie ułatwiło to rehabilitację, choć po zdjęciu gipsów było ciężko ze zginaniem nóżek, na szczęście Julcia ma świetnego rehabilitanta, więc tylko przez chwilkę było ciężko. Nie wiemy tylko jeszcze jak wyglądają same bioderka, bo dopiero teraz możemy zrobić rtg. Poniżej kilka zdjęć ze szpitala: