Trochę czasu minęło odkąd ostatnio pisałam i coś daleko mam ciągle do tego komputera. Julcia jest w przedszkolu do południa więc teoretycznie powinnam tu codziennie eseje wypisywać, ale jakoś do tej teorii praktykę dołożyć trudno 🙂 ilość wolnego czasu się nie zwiększyła za bardzo bo zachłyśnięta perspektywą wolnego przedpołudnia próbuję zrobić za dużo zaległych rzeczy na raz, a jeszcze bieżące się pojawiają 🙂 tak już drugi tydzień więc powoli wychodzę na prostą 🙂
wygląda na to, że wróciła moja niezastąpiona umiejętność pisania dużo o niczym, z którą to w szkole miałam sporo problemu a prace z j.polskiego z adnotacją „nie na temat” to był mój chleb powszedni 🙂
do konkretów więc:
Jula w przedszkolu radzi sobie dzielnie, choć w zeszły piątek ledwo pojechała do ośrodka rano, zadzwoniła wychowawczyni, że coś chyba z Julcią nie bardzo bo płacze, marudzi i generalnie zachowuje się jakby ją coś bolało… Damian w pracy, więc niewiele myśląc wpakowałam się w autobus (z „kiedy ja w końcu zrobię te prawo jazdy” w głowie przez całą drogę…) i wpadam do sali a tam moje szczęście siedzi sobie z panią na kanapie z uśmiechem na ustach i z zapewne „no, udało się, przyjechała i zabierze mnie do domku” w swojej małej sprytnej główce 🙂
Tak oto Julcia zrobiła sobie dłuższy weekend i chcąc nie chcąc dotrzymywała mi towarzystwa przy wcześniej już zaplanowanym kiszeniu ogórków 🙂
Weekend potwierdził fakt, że Jula jest w dobrej formie i świetnym humorze, także od poniedziałku ruszyła do przedszkola 🙂
Nie chcę żeby ktoś pomyślał, że wolałabym żeby faktycznie okazało się że jest chora albo coś ją boli -stan zastany mnie bardzo ucieszył 🙂 i bardzo cieszę się również z faktu, że panie w ośrodku są tak czujne, bo zawsze lepiej o jedną interwencję za dużo niż za mało. Pozdrawiam serdecznie 🙂
W domku Julcia ćwiczy z Sebastianem, wrócił dawny rytm i nasz mały skarbek ostatnio poczynia spore postępy – coraz lepiej radzi sobie z podporami i prowadzenie jej w czworakach nie jest już tak trudne, gdyż ładnie trzyma główkę, podpiera się rączkami i nie prostuje nóg, czyli jak ja to mówię „trzyma ramę” 🙂
To ogromna zasługa Sebastiana który za cel ostatnich kilku tygodni postawił sobie pracę z rękoma i podporami, efekty są naprawdę niesamowite 🙂
Turnusy na jakich byliśmy w tym roku bardzo Julcię wzmocniły i przez to, że dbaliśmy o ciągłość i spójność co do założonych na dany czas celów, w rehabilitacji domowej i turnusowej, udało nam się wypracować taki postęp 🙂 Julcia jest coraz luźniejsza, rączki ma mocniejsze i coraz stabilniej trzyma główkę i plecki. Dodatkowo w ostatnim czasie stała się bardziej komunikatywna i choć nie mówi, więcej słucha i nawet powtarza pojedyncze sylaby i proste słowa po swojemu jeżeli wyraźnie ją się o to poprosi. Wiem, że to nie słowa ale dla nas to bardzo dużo 🙂
A że za różowo w życiu być nie może, to ostatnio nasiliła się padaczka, napady z jednego w miesiącu zamieniły się w jeden z tygodniu. Nie są mocne, nie dawałam jej ostatnio wlewki, ale ich częstotliwość zaczyna nas martwić… Jak narazie zwalamy na zmiany pogodowe i skoki ciśnienia, ale jak aura nam się ustabilizuje a ataki nie zmniejszą, trzeba będzie odwiedzić neurologa i zapewne znowu zamieszać w lekach…
Wracając do weekendu, to niespodziewanie zamienił się w dosyć intensywny czas spędzony na wyrywaniu chwastów, zbieraniu ziemniaków, wyrywaniu buraków i zbieraniu jabłuszek 🙂 A wszystko to w niezmiennie pięknych okolicznościach przyrody jakimi niewątpliwie jest Kępa a w niej dom z ogrodem i polem mojej Babci.
Wstyd przyznać, ale póki żył Dziadek, czyli całkiem jeszcze niedawno… pomaganie nasze głównie polegało na zabieraniu do domu zebranych już warzyw albo jeszcze lepiej zrobionych już z nich przetworów… ale teraz, nie ma mocnych – rękawice, taczki, łopaty i w pole rodacy! w rodzinie siła!
Jedynie Jula była zwolniona z prac polowych… no i ten kto się nią zajmował w danym momencie 🙂 a byli to na zmianę Damian, Babcia i moja Mama 🙂
Pogoda była piękna, to były chyba ostatnie chwile lata w tym roku a ja nigdy w swoim życiu nie wyrwałam tyle zielska co u Babci „znad” ziemniaków 🙂 satysfakcja była wprost proporcjonalna do ilości wyłaniających się spod wyrywanego zielska ziemniaczków 🙂
Wszyscy zresztą nieźle się napracowaliśmy przy tych ziemniakach, burakach i jabłuszkach (no może przy jabłuszkach nieco mniej…) 🙂
Z Abusiem – moim chrzestnym, Mamą i Babcią mieliśmy bardzo pracowitą niedzielę 🙂
Teraz dopiero widzę ile pracy Babcia musi wkładać w utrzymanie tego w ładzie i składzie – nie wiem skąd ma tyle siły – Babciu jesteś wielka!
A żeby nie było, że tylko tak gadam sobie to mam oczywiście zdjęcia – Damian nie mógł przegapić takiej okazji 🙂 Zresztą wszyscy po trochu robiliśmy sobie wzajemnie zdjęcia, a Babcia kręciła film, dziś nawet w pole bez zaplecza medialnego się nie wychodzi 🙂
we wtorek mieliśmy tymczasem imprezkę urodzinową mojego męża, jak zawsze było wesoło i intensywnie 🙂 Julcia ma teraz trzech kuzynów, słodkich chłopaków, którzy pokazują mi przy takich okazjach jak to jest mieć biegające po domu dzieci 🙂 Julia oswoiła się najbardziej z najstarszym z kuzynów – Konradkiem (ma 3 latka) bo on jest najspokojniejszy, a do Sebastianka (niecałe 2 latka) i Igorka (5 miesięcy) podchodzi z lekkim dystansem, czyli włącza tryb obserwacyjny najlepiej z pewnej , bezpieczniej odległości (o którą już my musimy zadbać 🙂 )
wszystkiego najlepszego!!!! 🙂
to póki co tyle 🙂 pozdrawiam 🙂
w rodzinie siła!