troszkę nie zaglądałam, więc muszę nieco nadrobić 🙂
w sumie to od ostatniego wpisu warto byłoby wspomnieć o dwóch sprawach: po pierwsze zaczęłam z Julcią chodzić na rehabilitację po południu, prywatnie, na bardzo fajną salę, zajęcia prowadzą fizjoterapeuci Julci bardzo dobrze znani i lubiani przez nią, więc jest zadowolona 🙂 Julcia ma zajęcia codziennie w przedszkolu, dochodzą jeszcze turnusy dlatego zdecydowałam się na to po dosyć długiej przerwie ( głównie ze względów finansowych, gdyż ciężko było znaleźć u nas dobrego terapeutę który może wystawić fakturę co dla mnie oznacza zwrot kosztów). Mamy dwie godzinki w tygodniu.
Po drugie w weekend byłam w Warszawie na szkoleniu zorganizowanym przez Fundację, do której Julcia należy. Zdecydowałyśmy się z koleżanką, gdyż tematyka była bardzo obiecująca – metody rehabilitacji, techniki i rodzaje masażu, podstawy terapii manualnej, odruchy, metody badania motorki i sensoryki i podstawy teoretyczne i praktyczne modnej ostatnio integracji sensorycznej. Czyli w skrócie wszytsko to co może wzbogacić naszą wiedzę o naszych dziewczynach i pracy z nimi (koleżanka też ma córeczkę). Zajęcia trwały w siedzibie Fundacji, od rana do wieczora z niewielkimi przerwami, prowadzili je terapeuci na codizeń pracujący z dziećmi, będący specjalistami w swoich dziedzinach. Muszę przyznać że po zapisaniu się już na szkolenie, im bardziej się zbliżało, tym miałam więcej wątpliwości, gdyż nigdy nie zostawiałam Julci na dłużej niż kilka godzin, a tu pełne dwa dni i to od nocy do nocy… Julci ostatanio nasiliły się napady padaczkowe, miała je co kilka dni, nawet kilka razy w tygodniu, a ma je w nocy, poza tym niewielkie drgawki pojawiają się również w ciągu dnia. Ja nawet jak z nią śpię nie zawsze obudzę się na czas jak ma atak, bałam się, że mąż będzie jeszcze mniej czujny… Do tego był problem z dojazdem, samochód odpadał, a pociągiem i autobusem nie było dobrego połączenia… no ale w końcu jakoś, co prawda kosztem spóźnienia się na pierwszą godzinę szkolenia, udało nam się dotrzeć pociągiem. Obawa o to, czy Damian poradzi sobie z Julcią była, jak się okazało, zupełnie nieuzasadniona, co prawda noc była dla nich ciężka, bo Julcia miała gorączkę ale na szczęście tylko jakąś chwilową, bo nic jej nie jest, Tatuś sobie doskonale poradził i dowiedziałam się o tym dopiero na drugi dzień po południu.
Ja tymczasem naprawdę dużo dowiedziałam się na zajęciach, zawsze w takich sytuacjach okazuje się, że mimo, że myślimy, że już wiem wszystko (albo przynajmniej dużo) na temat rehabilitacji, MPD (mózgowego porażenia dziecięcego) to jednak ciągle znajdzie się coś nowego, albo ktoś ma zupełnie nowe spojrzenie na to co już wiem i to daje dużo do myślenia. Czułam się jak uczeń czy student, notując podstawy anatomii i wypisując rodzaje odruchów (chociaż moje studia nie miały z tą tematyką nic wspólnego), ale było o wiele ciekawiej, bo tym razem wiedzę chłonęłam o wiele bardziej, gdyż dotyczyła mnie bezpośrednio. Mimo wielu godzin spędzonych na pisaniu i słuchaniu (przerywanych zajęciami praktycznymi) mogłabym tam siedzieć jeszcze dłużej bo wszystko było takie ciekawe i potrzebne. To naprawdę świetnie że takie szkolenia są organizowane, że ludzie chcą przyjśc i poświęcić swój wolny czas na przekazanie nam swojej wiedzy, bo przecież żadno z nas, rodziców dzieci niepełosprawnych, nie ukończył specjalnej szkoły nt choroby naszych dzieci, tego jak z nimi postępować i wiemy tyle ile sami zdołamy się wypytać i wygrzebać. Jest mnóstwo programów i gazet o tym jak poradzić sobie z niegrzecznym dzieckiem, jak zmienić pieluchę, jak kąpać niemowlaka i jak radzić sobie z przeziębieniami… a dla nas niewiele, głównie szczątkowa literatura „branżowa” i tyle, z resztą radzimy sobie sami, głównie wymieniając doświadczenia, co takie szkolenie doskonale ułatwia gdyż to super okazja na poznanie nowych ludzi z podobnymi problemami.
Każdy z tematów szkolenia był przedstawiony w bardzo ciekawy i przystępny sposób, prowadzący niestrudzenie i cierpliwie odpowiadali na nasze pytania, których, jak można sobie wyobrazić, było mnóstwo, przez co nieco wydłużył się czas który był w programie 🙂 nawet obiad jedliśmy w trakcie wykładu bo szkoda nam było czasu na przerwę 🙂
Ten wyjazd to też kilka, nie związanych z tematyką szkolenia bonusów:
– zobaczyłam, że nie jestem niezastąpiona przy Julci, co jest zarówno dla mnie jak i dla Damiana bardzo pożytecznym doświadczeniem
– miałam okazję pozwiedzać galerie i centra handlowe w swoim tempie a to dopiero jest relaksik, jak nie trzeba się nigdzie spieszyć i Julcia nie płacze w wózeczku przy każdym dłuższym postoju w sklepie 🙂 (oczywiście kupiłam parę rzeczy tylko dla Julci 🙂 )
– spędziłam miły wieczór w miłym towarzystwie w bardzo fajnych lokalach, a to zdarza mi się niezmiernie rzadko gdyż nie mamy z kim zostawić Julci jak chcemy wyjść gdzieś wieczorkiem z mężem (moi bracia są jedynymi, którzy nie boją się i chętnie z nią zostają (buziaczki dla Was chłopaki! 🙂 ) ale oni rzadko mają czas i też rzadko są na miejscu…) a teraz mogłam się nieco zrelaksować i nie musiałam spieszyć się do domu o 20.00 żeby położyć Julcię spać 🙂
– pierwszy raz od czasów chyba studenckich jechałam pociągiem 🙂
– byliśmy zakwaterowani w naprawdę super hotelu z przepysznym śniadankiem 🙂
– miałam okazję zoabczyć jak wygląda i działa Fundacja oraz poznać ludzi, z którymi rozmawiam tylko przez telefon
Szkolenie składa się z trzech spotkań raz w miesiącu (trzech weekendów) także jeszcze dwa przede mną, może na następne wezmę aparat, bo teraz nie mam zadnych zdjęć…