Witam serdecznie
tydzień owszem mija i to szybko jakoś, zbliża się czas wyjazdu do Wrocławia i zapowiada się że pogoda będzie bajeczna i letnia już prawie 🙂 Jula wróciła do przedszkola po tygodniu przerwy, wraca zadowolona i uśmiechnięta, podczas gdy w domu bywało że miała niezbyt dobry humor i zdecydowanie mniej energii… Kluczem do rozwiązania tej zagadki okazał się fakt iż w przedszkolu po obiadku lubiła sobie uciąć drzemeczkę małą czasami i wracała pełna energii i humoru 🙂 W domku przymierzałam się kilka razy żeby ją w południe położyć jak widziałam, że jest nieswoja, ale jakoś widocznie w przedszkolu klimat jest do tego bardziej sprzyjający 🙂
Sebastiana nie ma od poniedziałku ale Jula nie ma przerwy w zajęciach, staram się godnie go zastępować 🙂 Muszę przyznać że pierwszy raz tak naprawdę poczułam na sobie odpowiedzialność za to, żeby w tym tygodniu ćwiczenia były nie takie jak moja „weekendowa vojta” w wersji light, ale faktycznie takie żeby praca była konkretna. Od początku roku Jula nie opuściła praktycznie żadnych zajęć, pracuje bardzo intensywnie i poza jednym chyba wyjątkiem frekwencja jest 100%. To że Sebastian jest u nas prawie codziennie i to jak dobrze idzie im na zajęciach powoduje że nie czułam do tej pory potrzeby większego angażowania się w proces rehabilitacji, bo wiedziałam, że nawet jak nie wychodziło mi to dobrze, to i tak zaraz będzie Sebastian i wszytko będzie jak trzeba. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to postawa trochę asekuracyjna i wygodna, ale póki się sprawdza nie mam potrzeby tego zmieniać. Bardzo lubię być na zajęciach, obserwować ich pracę i w razie potrzeby pomagać, bo nie zawsze Julcię łatwo jest ogarnąć. Bałam się jednak że może to stanie obok to trochę już uzależnienie, powodujące że nie umiałabym się przyłożyć do zajęć sama, gdyby zaszła taka potrzeba. W tym tygodniu okazało się że to tylko kwestia odpowiedniej motywacji i przy okazji odkryłam że praca z Julcią daje mi sporo satysfakcji. Oczywiście daleko mi do terapeuty ale fakt, że potrafię u Julci wyzwolić prawidłowe wzorce w danym ułożeniu jest dla mnie ogromną motywacją do kolejnych ćwiczeń. Nawet już nie mogłam się codziennie doczekać aż Jula wróci z przedszkola żeby z nią poćwiczyć. Owszem Jula płacze, w momencie stymulacji nawet mocno, ale czuję że ciężko pracuje a ja mam nad tym kontrolę co bardzo pomaga, zresztą zaraz po ćwiczeniach a nawet w trakcie, uśmiech jej wraca 🙂
Nie mam oczywiście ani aspiracji, ani potrzeby a wręcz odwagi choć trochę przejąć zadania Sebastiana na co dzień, ale już wiem, że jak będzie trzeba to sobie poradzę i nie będzie to zmarnowany czas.
Przeczytałam ostatnio że w relacjach rodziców ćwiczących z dzieckiem vojtą zdarzają się różne postawy i jeżeli rodzic nie czuje że robi dobrze, że chce jak najszybciej skończyć po to żeby „odpękać zajęcia” i mieć już kolejne za sobą a stymulację odbiera jako krzywdzącą dla dziecka, nie powinien ćwiczyć i całkowicie zdać się na terapeutę. Jakiś czas myślałam, że ze mną właśnie tak jest, ale chyba jednak nie. Vojtę postrzegam jako metodę wręcz fascynującą i fakt, że mam jakiś choć minimalny udział w tym aby Julę usprawniać jest dla mnie ogromnie satysfakcjonujący. Dziś jak ćwiczyłam z Julcią wszedł do pokoju Damian, spojrzał jak ćwiczymy (a Jula właśnie bardzo fajnie zareagowała na stymulację przy wspomaganym obrocie), i powiedział „o proszę wygląda to tak jak na ćwiczeniach u Sebastiana…” i to był największy komplement jaki mogłam w tej sytuacji usłyszeć 🙂
tyle o vojcie, pewnie po powrocie z Wrocławia będę jeszcze sporo miała na jej temat do powiedzenia.
Pogoda jest piękna, rowery w użyciu coraz częściej, mamy w planach kupić dla Julci specjalną przyczepkę żeby mogła się cieszyć z nami jazdą. Udało nam się namierzyć firmę czeską która takie produkuje dla dzieci niepełnosprawnych, są w bardzo przystępnej cenie, wyglądają ładnie i mamy nadzieję że uda nam się taką zakupić. Jak to bywa z językiem czeskim sama nazwa jest już bardzo radosna – „vozík za kolo Kozlík” 🙂 co może być nie tak z tak nazywającą się przyczepką 🙂
do zobaczenia 🙂