Ten tydzień minął jakoś tak…szybko. Sporo jest do zrobienia przed wyjazdem do Anglii i choć to tylko dwa tygodnie, perspektywa konieczności zmieszczenia się w przepisowym lotniczym bagażu mnie przeraża… Przy okazji okazało się że zdecydowanie korzystniej, i to zarówno ze względu na opłatę, jak i dopuszczalną pojemność, wysłać bagaż pocztą (kurierem konkretnie) a nie zabierać ze sobą do samolotu. Oczywiście nie wszystko da się wcześniej wysłać, ale jeden bagaż spokojnie można w ten sposób wyeksmitować (śmiesznie byłoby gdyby i tak leciał tym samym samolotem…).
Tymczasem mamy jeszcze do wyrobienia europejskie karty ubezpieczeniowe, paszport Julci do odebrania – właśnie paszport – jak wiadomo do każdego szanującego się paszportu potrzebne jest zdjęcie. Jula w poprzednim swoim paszporcie miała całkiem fajne zdjęcie, w każdym razie nie miałam ochoty głęboko go schować… Tym razem jednak nie jest to najlepsze ujęcie naszej córci, a w kwestii zdjęć wymagania mamy ogromne gdyż Damian bardzo wysoko podnosi na co dzień poprzeczkę… 🙂 Pani w laboratorium naprawdę się starała, ujęcie było pod względem technicznym udane, stąd nie było problemu z akceptacją przez system… ale to bezduszny komputer, cóż on wie o dobrym wychodzeniu na zdjęciach… 🙂
To co nas najbardziej cieszy w zdjęciu z cyklu „dobrze że paszportu się za często nie używa” to fakt, że Jula nie miała najmniejszego problemu z prostym trzymaniem głowy na tle białego ekranu i trzymając ją na kolanach mogłam się maksymalnie odsunąć, żeby nie wchodzić w kadr (bo paszport wspólny nie jest) a Jula dzielnie sobie radziła siedząc prościutko.
Zmora zdjęć paszportowych to u nas genetyczna sprawa – moje jest tak masakryczne że póki paszporty jeszcze były nam potrzebne, obawiałam się że mnie do obcego kraju nie wpuszczą… Na szczęście w dowodzie jest lepiej 🙂
W przyszły poniedziałek jedziemy na dwa dni do Wrocławia na kurs Vojty, do tego czasu trzeba zrobić Jucli RTG stawów biodrowych.
Cieszę się na ten wyjazd, pan Grzegorz i pan Roland, uczący tam fizjoterapeutów, podczas poprzednich wyjazdów sporo wnosili do toku naszej codziennej rehabilitacji i mam nadzieję że i tym razem uda nam się uzyskać cenne wskazówki przy jednoczesnej ocenie pracy jaką Julcia wykonała do tej pory.
Sylwunia moja kochana lada dzień będzie rodzić, póki co Majeczka jest jeszcze zintegrowana z Mamusią, co prawda już w szpitalu od dobrych kilku dni, ale już bliżej niż dalej. Najważniejsze że wszystko jest w porządku. Maja waży już 4300 więc wiadomo że kawałek dobrej kochanej babeczki z niej już jest 🙂
Także się dzieje.
Tymczasem Jula wróciła po weekendzie majowym do szkoły, ładnie chodziła cały tydzień. W poniedziałek wróciła Negrusia, po dłuższej przerwie Julcia miała zajęcia z dogoterapii ze swoim dyżurnym pieskiem 🙂
Vojta też do przodu, Jula świetnie ćwiczyła cały tydzień. Tak jak robimy co jakiś czas, postanowiliśmy zmodyfikować dotychczasowe ćwiczenia (dla będących w temacie Vojty – pełzanie czasowo zamieniliśmy na pierwszą pozycję) i naprawdę wyszło to Julci na dobre, zaskakująco fajnie pracuje 🙂
Weekend spędziliśmy rodzinnie, trochę z gośćmi u nas, trochę w gościach, ogólnie wesoło i sympatycznie 🙂
Pozdrawiam serdecznie 🙂
…i trzymajcie się i Kochajcie i problemów wcale nie majcie <3
🙂