Ech to szpitalne życie o 6 rano… to ta magiczna godzina, o której MUSI być zmierzona temperatura i MUSZĄ być wymienione śmieci… Jula dzielnie próbowała zasnąć w tzw. międzyczasie, ale wpadła pani pielęgniarka z radosnym „rozsunie pani te łóżka bo już (!) przecież 7!” . No tak, przecież 🙂
Ale co tam, Jula jakoś odeśpi, pogoda piękna, dzień będzie dłuższy, mamy z pokoju wyjście na taras a przed nami las. Pięknie pachnie, przypomniały mi się obozy letnie w lesie pod namiotami z liceum…
Dziś jednak Julę czeka operacja, więc wyjątkowo nie zależy nam na dłuższym dniu. Nie może bidulka nic jeść, a jesteśmy trzeci w kolejce, co może potrwać. Będzie miała wyciągane blachy z biodra, są tam od poprzedniej operacji. Są jeszcze dodatkowe plany, co do przebiegu operacji, ale o tym lekarze zadecydują na stole operacyjnym.
Trzymajcie kciuki.
A my czekamy.
Od 6 rano 😉
Słoneczka życzę 🙂
…wszystkie ile mam… 😀 kciuki 😀 …