po przerwie, jeszcze wakacyjnie

Witam serdecznie 🙂
Trochę czasu minęło odkąd ostatnio tutaj zaglądałam ale jestem w pełni usprawiedliwiona – nie było nas 🙂 (prawda że konkretny powód 😉 )
Jak na wakacje przystało spędziliśmy dwa tygodnie na tzw wyjeździe, a konkretnie u moich rodziców w Anglii, gdzie jest też jeden z moich kochanych Braciszków 🙂
Wyjazd był zaplanowany dosyć późno, ale za to moi rodzice każdy dzień zorganizowali niczym najlepsi animatorzy biura podróży. Odwiedziliśmy mnóstwo miejsc i codziennie czekało na nas mnóstwo atrakcji i, co cieszy mnie najbardziej, większość z nich była dla Julci 🙂
A Julci jak nikomu innemu odpoczynek się należy – od rehabilitacji, od codzienności – po prostu i aż – taki czas wypełniony od rana do wieczora tylko samymi przyjemnościami. W przypadku naszego wyjazdu dodatkowo wypełniony przeżyciami zupełnie dla Julci zaskakującymi 🙂
Ale po kolei 🙂

Do Anglii wybraliśmy się oczywiście samolotem, innej opcji sobie nie wyobrażam… Jula dobrze znosi loty a dzięki usłudze linni lotniczych asysty dla osoby niepełnosprawnej, dostanie się do samolotu na wózku inwalidzkim jest naprawdę zupełnie bezproblemowe.
Podczas lotu do Anglii udało nam się usiąść w pierwszym rzędzie, dzięki czemu mieliśmy dużo miejsca przed sobą (osoba niepełnosprawna musi siedzieć jak najbliżej i dlatego zajmuje zarezerwowane wcześniej miejsce w jednym z trzech pierwszych rzędów) .
Uzbrojeni w oprawę multimedialną pt bajki, muzyka, gazety i książeczki prawie nie zauważyliśmy jak minęły dwie godziny lotu.

(Z powrotem nie było już tak wygodnie ale do tego jeszcze wrócę).

Tutaj już na miejscu w objęciach „małego” Braciszka 😉 i z Tatą 🙂

Atrakcje jakie czekały na Julcię były głównie związane z jej ulubionym kanałem telewizyjnym – Cbeebies. W parku rozrywki Alton Towers,(w którym przeżyłam chwile grozy już w zeszłym roku na rollercasterze z największą ilością spirali na świecie – 14, zwanym słodko „Smiler”) od tego roku zostało dobudowany CbeebiesLand, w którym dzieci, bawiąc się w sektorach rónych programów, bawiąc się i ucząc, spotkają swoich ulubionych bohaterów i to czasami dosłownie spotykają.
Zanim jednak dotarliśmy do Alton, byliśmy na przedstawieniu, jakie przyjechało do Manchesteru na około miesiąc, przedstawieniu w których Julcia na żywo mogła zobaczyć bohaterów dobrze znanej jej bajki – Dobranocny Ogród.

Swoją drogą to lekko niepokojące, kiedy oglądając na co dzień taką bajkę człowiek się nagle orientuje że zdanie „Watingersi przybyli do Pontypinów w Ninkinonku…” jest całkowicie zrozumiałe… 🙂

Z zapasem wiedzy w kwestii słownictwa niechybnie wymagającego wcześniejszego merytorycznego przygotowania (przy takim nazewnictwie nawet zmiana wersji językowej nie robi różnicy…) ruszyliśmy na przedstawienie, równie podekscytowani co Julcia 🙂

Resztę oddają zdjęcia 🙂

Inthenightgarden live

Inthenightgarden live

Inthenightgarden live

Inthenightgarden live

Julcia troszkę się bała, w sumie początkowo nawet bardziej i „może lepiej jak jednak wyjdziemy” bardziej oddawało jej nastawienie…
Ale nie wyszliśmy… a kolejne postaci pojawiające się na scenie w oprawie muzycznej i graficznej przecież Julci doskonale znanej, przyjmowała coraz spokojniej i weselej, żeby w końcu przy tańczącej i biegającej między kwiatkami po scenie uśmiechniętej „Upsy Daisy” całkiem się już rozluźnić i cieszyć przedstawieniem.

Inthenightgarden live

Inthenightgarden live

Inthenightgarden live

Inthenightgarden live

Inthenightgarden live

Inthenightgarden live

W CbeebiesLand było już zdecydowanie spokojniej i Jula była zachwycona wszystkim co się działo dookoła.
Ja z kolei najbardziej zachwycona byłam za to faktem, że nie musieliśmy nigdzie stać w kolejkach. A te były spore – wyświetlacze przy większości atrakcji straszyły informacją o ilości minut jaką trzeba odstać żeby się do nich dostać. Zwykle było to ok godziny.
Na szczęście dla wózków inwalidzkich były osobne wejścia i wszyscy z uśmiechem zapraszali nas do środka jak tylko podjechaliśmy.

Alton Towers Cbeebies Land

Alton Towers Cbeebies Land

Teraz będzie padało trochę nazw programów i bajek których mam nadzieję że wybaczycie że nie będę szerzej opisywać bo jak ktoś je zna to nie trzeba a jak nie zna to pewnie niekoniecznie zamierza zgłębić… 🙂

I tak Jula miała okazję przejechać odtworzone miasteczko Listonosza Pata w jego ciężarówce pocztowej.

Alton Towers Cbeebies Land

Alton Towers Cbeebies Land

Pat okazał się naprawdę solidną firmą – specjalnie przygotowana i już ostemplowana kartka wrzucona do specjalnej skrzynki (dziękującej za każdy wrzucony list 🙂 ) przy odtworzonym dokładnie jak z bajki budynku poczty Pata, doszła do Babci i Dziadka w Polsce jeszcze zanim wróciliśmy do domu 🙂

Alton Towers Cbeebies Land

Niebywałą atrakcją dla Julci był też koncert na żywo grupy ZingZillas – wesołych i muzykalnych małpek z bajki pod tym samym tytułem.

Alton Towers Cbeebies Land

Jula odwiedziła Charliego i Lolę w ich domku, gdzie mogła sobie usiąść między innymi przy stole w ich kuchni:

Alton Towers Cbeebies Land

Byliśmy w laboratorium Niny i jej Neuronków

Alton Towers Cbeebies Land

Płynęłyśmy gondolą po świecie Dobranocnego Ogrodu (w porównaniu z wcześniejszym przedstawieniem było zdecydowanie spokojniej). Mój Tata próbował zrobić nam zdjęcia w czasie „rejsu” ale skutecznie utrudniały to wysokie żywopłoty dookoła kanału.

Byłyśmy też w domku Pana Warzywko, gdzie dzieci miały okazję napełnić kompostownik resztkami jedzenia a później pomóc warzywkom w rozwiązaniu ich problemu (w środku w domku nie można było pobić zdjęć)

Alton Towers Cbeebies Land

Alton Towers Cbeebies Land

Na koniec przejechałyśmy się w bardzo przyjemnym wagoniku nad całym miasteczkiem, uzupełniając obraz z góry o te szczegóły których nie udało nam się dostrzec z dołu.

Alton Towers Cbeebies Land

Alton Towers Cbeebies Land

Alton Towers Cbeebies Land

Alton Towers Cbeebies Land

Alton Towers Cbeebies Land

Znaleźliśmy też chwilę na piknik z pięknym zamkiem w tle. Na szczęście był to jeden z nielicznych w sumie dni, kiedy pięknie świeciło słoneczko.

Alton Towers Cbeebies Land

Po tak sielsko i relaksująco spędzonym dniu Braciszek namówił mnie jeszcze pod jego koniec na trzy rollercostery i choć początkowo miałam ogromną nadzieję że na nie nie zdążymy (było już późno) to było super każdy z nich był niezapomnianym przeżyciem 🙂

To dwa z nich i na drugim zdjęciu chyba nawet gdzieś tam sobie z Adasiem jedziemy (lekko do góry nogami… 🙂 )

Alton Towers Cbeebies Land

Alton Towers Cbeebies Land

I to tylko dwa dni z naszych dwu tygodni 🙂

Reszta atrakcji w następnym wpisie

pozdrawiam 🙂

plac zabaw

W naszym mieście powstał pomysł wybudowania (postawienia) placu zabaw dla dzieci niepełnosprawnych. Kilka takich miejsc jest już w Polce i każde z nich cieszy się powodzeniem.
Można by pomyśleć „a po co oddzielny plac zabaw?…” po co tworzyć swoiste enklawy, wszak integracja jest dzisiaj w cenie.
Zauważyłam nawet ostatnio że w większości bajek w TV jeżeli jest w nich jakaś grupa dzieci to przynajmniej jedno z nich jest na wózku.

Jednak trudność owej integracji (jakkolwiek potrzebnej) polega na tym, że nasze dzieciaczki na ogólnodostępnych placach zabaw mają bardzo ograniczone możliwości skorzystania ze sprzętów jakie się na nich znajdują. a czasami jest to wręcz niemożliwe.
Stąd jedyne co im często pozostaje to siedzieć sobie w wózeczku i patrzeć jak inne dzieci się bawią.
I nie jest to jakaś forma masohizmu bo w końcu można w ogóle omijać takie miejsca, ale często wśród dzieci jest np całkiem zdrowy i rozbrykany kuzyn czy brat, z którym właśnie przyszliśmy i musi wybiegać 🙂 .

Nas osobiście to nigdy nie zniechęcało, chodziliśmy często i jak Julcia była mniejsza udawało nam się na niektóre sprzęty ją posadzić, nawet „zjechać” po zjeżdżalni, pokręcić na karuzelce czy pohuśtać na huśtawce.
Z czasem jednak jakoś rzadziej się tam pojawiamy, trochę dlatego że nie jest łatwo teraz Julę w coś wkomponować (rośnie nam szkrabek) a trochę dlatego że ma już prawie 10 lat i na takich placach jest zwykle najstarsza.
Dzieci w jej wieku uczęszczają już od dawna, do szkoły, na zajęcia sportowe i inne zajęcia pozalekcyjne z których żadne nie odbywają się raczej na placach zabaw…

A Julcia pewnie chętnie by sobie pozjeżdżała na zjeżdżalni i pohuśtała się.
To dlatego, że granice wiekowe dzieci niepełnosprawnych, (w zależności od rodzaju dysfunkcji oczywiście) są bardzo płynne i często tzw „dzieciństwo” jest znacznie wydłużone.

Dlatego pomysł jest bardzo trafiony, pewnie idealnie byłoby gdyby przy każdym placu zabaw było dodatkowo kilka sprzętów na które mogłyby się wspinać dzieci wózkowe, ale póki co bardzo fajnie że problem został zauważony.
Ponieważ pomysł ma formę projektu budżetu obywatelskiego, jego powodzenie (czytaj szansa na sfinansowanie), będzie zależeć od tego czy zbierze dostateczną ilość głosów w ankietach i czy wygra rywalizację z innymi lokalnymi wnioskami.
Dlatego jeżeli ktoś ma ochotę poprzeć projekt to bardzo serdecznie zapraszam, ma on profil na facebooku, (Elbląski Plac Zabaw dla Niepełnosprawnych Dzieci) gdzie można na bieżąco śledzić co się dzieje w tym temacie.
Zapraszam więc serdecznie 🙂

Tyle w kwestii placu zabaw.

Chciałam jeszcze napisać o jednej sprawie i nie dlatego że to coś o czym pisać lubię bo zdecydowanie nie… ale dlatego że potem łatwiej mi sobie przypomnieć datę.
Jula miała dziś w nocy napad padaczkowy a ponieważ nie mogę sobie przypomnieć kiedy miała go ostatnio, tym razem zapisuję.
Napad taki zawsze jest dla nas ogromnym stresem, na te kilka minut staje świat dookoła i liczy się tylko to żeby już się skończył a Jula obudziła się rano jak gdyby nigdy nic. Ale (choć zabrzmi to może nieco niepoważnie i pewnie niejeden rodzic obeznany w temacie złapie się teraz za głowę) ma też swoje dobre strony…
Po pierwsze był i minął – mamy go z głowy i kolejny raz Jula ma się dobrze i na strachu się skończyło.
Po drugie fakt że nie pamiętam kiedy Jula miała go ostatni raz oznacza że przerwa była dłuższa niż zwykle (wydaje mi się że jakieś 2 miesiące), a to, biorąc pod uwagę masakryczną pogodę, jest bardzo dobrą wiadomością.
I w końcu po trzecie w obliczu zbliżającego się dłuższego wyjazdu wakacyjnego zdecydowanie lepiej że napad był w domu (oczywiście przy optymistycznym założeniu że możemy być spokojni o kolejny co najmniej miesiąc, ale optymistyczne założenia to podobno moja specjalność… 🙂 ).

Jak jesteśmy przy zapamiętywaniu dat, jest w sumie jeszcze jeden powód dla którego ta konkretna może być istotna. Otóż wczoraj na spacerze w parku, na którym byłam z Julcią, podeszła do nas pani i zaczęła wypytywać o Julcię, wydawała się nawet być w temacie mpd, pouśmiechała się do Julci, rozmawiała do niej, obsypując ją komplementami (na co Julcia odpowiadała szerokim uśmiechem) i w końcu powiedziała że na co dzień działa w zakonie (tak przynajmniej zrozumiałam, mogłam coś pomieszać, w każdym razie ma to związek z jakąś formą zorganizowanej wiary na pewno) i modli się za dzieci, różne, zdrowe, chore, w mniejszej i większej potrzebie, generalnie dzieci, co jakiś czas obierając sobie konkretną intencję. Obiecała że przez najbliższy okres będzie się modliła o zdrowie dla Julci, za co oczywiście bardzo podziękowałam choć szczerze mówiąc cała sytuacja troszkę mnie krępowała.
A zapamiętać datę chciałam ponieważ jak rozmawiałyśmy o tym że Jula nie mówi, powiedziała w pewnym momencie „a teraz zapamięta Pani dzisiejszą datę bo dokładnie za rok znowu się spotkamy a Julcia będzie zupełnie inna, bardzo się rozwinie”…
Ogólnie nie wierzę w takie rzeczy (choć naprawdę bardzo bym chciała…) ale zabrzmiało jakoś mistycznie… aż mnie ciarki przeszły…

Dlatego na wszelki wypadek datę notuję.

pozdrawiam 🙂

za rogiem

„Cudze chwalicie, swego nie znacie…” pisał znany nam dobrze, choćby z wiersza o chorym koteczku, polski bajkopisarz Stanisław Jachowicz.

I coś w tym jest zdecydowanie 🙂

Niedawno dowiedziałam się przypadkiem (dziękuję 🙂 ) że w parku który jest obok naszego domu otwarto lodziarnię, czyli miejsce którego w nim zdecydowanie brakowało.

Lody bardzo dobre, prawie takie jak kiedyś, z maszyny (opcjonalnie gałkowe dla niezdecydowanych), kawka, gofry, słowem miejsce dzięki któremu można zwykły spacer przeobrazić w bardziej przyjemne popołudnie (albo wieczór) z atrakcjami dla dzieci (i dla nas też oczywiście bo kto nie lubi lodów 🙂 ).

Dodatkową, niebywałą zaletą owego miejsca z naszego punktu widzenia jest fakt że można spokojnie pójść sobie tam z psem i kupione łakocie zjeść na ławeczce obok.

Tyle w kwestii marketingu samej lodziarni (muszę się chyba zgłosić po jakiś procent od reklamy… 😉 )

To jednak, co zdumiało mnie najbardziej, to okolica – mieszkam ponad 10 lat i nie sądziłam że coś może mnie jeszcze zaskoczyć „za rogiem” 🙂

Jest po prostu przecudnie! – do tej części parku wchodzi się jak do tajemniczego ogrodu… od wejścia uderza nie tylko różnorodność kolorów kwiatów w pięknie zaaranżowanych kwietnikach, ale też ich przecudny zapach!

Naprawdę nie chciało się stamtąd wychodzić.

Na spacerku i lodach byliśmy rodzinnie więc mamy zdjęcia 🙂

Elbląg park Kajki

Elbląg park Kajki

Elbląg park Kajki

Elbląg park Kajki lodzarnia

Elbląg park Kajki

Elbląg park Kajki

Elbląg park Kajki

pozostaje tylko iść na spacerek 🙂

Elbląg park Kajki

lekcja

Kilka dni temu Julcia miała mały wypadek – sturlała się z leżaka na trawkę, co oczywiście jest w 100% moją winą bo zostawiłam ją na tym leżaczku samą na kilka dosłownie sekund (wystarczyło).
Skończyło się na strachu (większym zapewne moim niż Julci).
Dwa dni później zauważyłam że Julci rusza się ząbek na dole, czwórka, i wpadłam w regularną panikę z cyklu „wybiłam dziecku ząb!…”
Ponieważ był weekend (tak zwykle jest), z pójściem do dentysty musieliśmy poczekać do poniedziałku.
Naturalnie w niedzielę przeprowadziłam konsultacje z dr google i byłam już mądrzejsza o co najmniej kilka możliwości uratowania takiego ząbka…

W poniedziałek zapisałam Julcię do pierwszego dentysty jaki mógł nas przyjąć. Tata dzielnie usiadł na fotelu z Julcią na kolanach i na całe szczęście okazało się że nadruszony ząbek to mleczak! 🙂

I tym samym dowiedziałam się że Jula ma jeszcze kilka mleczaków, (a jestem prawie pewna że powinnam to wiedzieć…) że właśnie wychodzą jej szósteczki, i dostałam kilka cennych rad dotyczących pielęgnacji ząbków u Julci i tego gdzie najlepiej w naszym przypadku leczyć zęby kiedy będzie taka potrzeba.
Mleczaka pani dentystka się pozbyła – szybko łatwo i bezboleśnie.
Lekcja, jakkolwiek nieco kosztowna, to jednak cenna i z happy endem bo podobno najcenniejszą substancją na świecie jest święty spokój a ten dzięki tej wizycie zyskaliśmy 🙂

Ostatnio pisałam o piesku-pacynce jaką robiliśmy z Julcią. Trochę to trwało, ale mamy też żabkę – koleżankę-pacynkę owego pieska.
Jak mam być szczera to zdecydowanie dłużej trwało napisanie o tym w niniejszym poście, ale nie można mieć przecież wszystkiego – żabka musiała nabrać mocy ustawowej zanim upubliczniłam jej wizerunek.

Niespodziewanie nowe pacynki okazały się doskonałym narzędziem rehabilitacyjnym. Wiem wiem, sama pisałam że zabawa to zabawa a rehabilitacja to rehabilitacja… ale czasem tematy te osiągają wspólny mianownik i tak właśnie jest z rzeczonymi pacynkami.
Nałożyłam je Julci na rączki i zadziwiła nas tym jak pięknie oderwała plecy od oparcia wózeczka i podniosła główkę żeby lepiej im się przyjrzeć.
Motywacja ważna sprawa i tym razem ta strategia się sprawdziła.

Siedząc na fotelu z kolei te same pacynki Julcia pięknie przyciągała sobie przed oczy, strasznie się z tego ciesząc (choć pewnie nie tak bardzo jak my 🙂 )

Bardzo dziękujemy Babci i Dziadkowi za te, jak zawsze pomysłowe, prezenty wprost idealne dla Julci.

No ale trochę czasu minęło a przecież robienie żabki nie zajęło nam dwóch tygodni (mniej więcej jakieś pół godzinki wliczając szybki kurs nawlekania igły i ściegów dla Wikuni 🙂 ).
Sporo czasu to sporo zajęć a dzięki prezentom od Babci i Dziadka pokłady inwencji twórczej mamy niewyczerpane 🙂

I tu pojawia się kwiatek 🙂
I nie jakiś tam byle jaki kwiatek, tylko drewniany, w doniczce, malutki, ze specjalnymi farbkami w komplecie. A jeżeli w komplecie są specjalne farbki to malowanie czas zacząć.

Więc malowałyśmy.

Julci się bardzo podobało, kwiatek wyszedł kolorowy i piękny (dziewczyny przy okazji dowiedziały się jak zrobić kolor fioletowy 🙂 )

Naszym fotografem dokumentalistą była Wikunia 🙂

Ale wystarczy już kącika plastycznego 🙂

Kilka dni temu Laki miał niepowtarzalną możliwość spotkania się ze swoją siostrzyczką kochaną – Monką, na co dzień mieszkającą w dalekim Słupsku.
Monka przyjechała na wakacje do Babci Joli i jak tylko się pojawiła ruszyliśmy z wizytą.
Spotkanie na szczycie to poważna sprawa, Laki wykąpany, wyczesany… w końcu odwiedzał dwie dziewczyny (Monę i Carmen) i championa Polski Miodzia naszego kochanego. Poziom trzeba trzymać 🙂

Damian był z nami więc wizyta jest udokumentowana

pozdrawiamy 🙂