Minął właśnie i w sumie nie zauważyłam kiedy – ale dziś niedziela więc fakt to niepodważalny 🙂
Zwykle ma rozplanowane na cały tydzień co i kiedy muszę zrobić, gdzie i co załatwić a zaplanowany czas jest bardziej zauważalny. W tym tygodniu jednak plany się, delikatnie mówiąc, sypnęły, gdyż Julcia załapała katar i siedziałyśmy sobie w domku. Może katar to nie powód do kwarantanny ale ja wolę wtedy sobie Julcię poobserwować w domku, w końcu jak już jestem tą „mamą która z racji konieczności opieki nad dzieckiem niepełnosprawnym musiała zrezygnować z pracy zawodowej” to niech się na coś to moje „siedzenie w domu” przyda 🙂
I tak sobie spędzałyśmy z Julcią czas mama-córka niewiele się w sumie wynurzając poza nasze mieszkanko, (tak na wszelki wypadek) i robiąc różne ciekawe rzeczy na które w trybie szkolno-zajęciowym nie zawsze jest czas typu malowanie z Kredzią, układanie Julci ulubionych zwierzątek-puzzli czy uczenie tygryska nowych sztuczek w grze na tablecie (to zdecydowanie ulubiona forma aktywności Julci 🙂 )
Julcia oczywiście czynnie uczestniczyła w robieniu posiłków, już dawno zauważyłam że ma wtedy większy apetyt i już w połowie robienia np naleśników sugestywnie mlaska buzią z niecierpliwością i lekkim zirytowaniem z cyklu „dlaczego te pyszne racuszki nie wpadają mi jeszcze do buzi?…” 🙂
Katarek nie był na tyle uciążliwy żeby trzeba było rezygnować z vojty więc Jula, poza niepewnym jeszcze poniedziałkiem, dzielnie ćwiczyła cały tydzień i bardzo fajnie sobie radziła.
Wynurzałyśmy się niewiele ale za to jak się już wynurzyłyśmy to konkretnie – znowu odwiedziliśmy Lakiego – jeszcze raz przed tym jak z nami zamieszka a to już całkiem niedługo 🙂
Szczeniaczki rosną jak na drożdżach, rozrabiają jak nakręcone i są wszędzie 🙂 (zwykle tam gdzie nie powinny 🙂 ) dlatego mają specjalną zagrodę dzięki której choć na krótką chwilę można spuścić z nich oko 🙂
Julcia była przeszczęśliwa, my zauroczeni maluchami ale co tu dużo mówić – najlepiej zobaczyć 🙂
Damian, choć nie bez kłopotów bo złapanie na zdjęciu tych harpaganów to naprawdę sport wyczynowy, zrobił mnóstwo cudnych zdjęć, poniżej jedynie ich ułamek, tak żeby nie przesadzić, choć najchętniej zamieściłabym wszystkie bo są przecudne 🙂
przywitanie z Lakim na początek, Jula przywiozła mu swoją maskotkę – prosiaczka, tak żeby póki co miał coś Julci
Mioduś też chciał się porządnie przywitać 🙂
Monie bardzo spodobały się buziaki 🙂
zabawy z Wujciem Miodziem 🙂 (sam Wujcio wielkim ich fanem nie był… 🙂 )
i nasz Lakuś – chwilowo unieruchomiony i „chwilowo” ma tu znaczenie kluczowe…
i rodzeństwo 🙂
żeby choć na chwilkę był spokój Laki był z nami a siostra z bratem zostali za bramką 🙂
ale plany ucieczki powstały szybko 🙂
cudo po prostu 🙂
i nagle psiaki ułożyły się wygodnie jeden na drugim i sobie po prostu zasnęły…
a Jula w tym czasie wybierała kolor miseczki dla Lakiego – różowy się chłopakowi dostał… 🙂
i koniec spania
czas zająć się prosiaczkiem 🙂
pozdrawiam 🙂