Kępa Rybacka to wieś niedaleko Elbląga, gdzie mieszkają moi Dziadkowie (czytaj – Babcia z Dziadkiem 🙂 jest tam pięknie praktycznie o każdej porze roku, ale wiosną, kiedy wszystko kwitnie jest chyba najpiękniej… inna sprawa, że jesteśmy na pewno głodni zieleni po tak długiej zimie. Kępa jest zdecydowanie właściwym miejscem żeby ten głód zaspokoić. Babcia z Dziadkiem mają tam sporo ziemi, na której rośnie mnóstwo pysznych warzyw i owoców, swoje miejsce mają też piękne kwiaty. Energia i poświęcenie ale też ogromna radość, jaką Dziadkowie czerpią z utrzymania wszystkiego w idealnym porządku i dopilnowania żeby wszystko było posadzone o czasie, w odpowiednim miejscu i odstępie, wypielone, podlane, zebrane itd (pewnie nawet o połowie rzeczy jakie trzeba tam zrobić nie mam zielonego pojęcia…), była i jest dla mnie zawsze powodem szczerego podziwu, gdyż to naprawdę mnóstwo pracy.
Efekt jak widać jest zawsze zadziwiający, kwiaty piękne, warzywa i owoce bezcenne, szczególnie dla Julci, a Babcia i Dziadek najukochańsi w świecie 🙂 Przy nich określenie „starość” nabiera zupełnie nowego znaczenia i zdecydowanie mu bliżej do młodości.
Ostatnio niewiele było ładnych dni, większość kraju boryka się z powodzią a deszcze padają i nie zamierzają przestać… Znalazło się jednak troszkę słońca więc od razu wykorzystaliśmy to odwiedzając Babcię i Dziadka w niedzielę.
Julcia uwielbia tam jeździć i myślę że ma to wiele wspólnego z Dziadkiem grającym na organkach… 🙂 Teraz miała dodatkową atrakcję – piknik na trawce, a dokładniej na rozłożonej na niej kołderce 🙂 piknik okazał się być bardzo aktywny i odkryłam jeszcze jedną zadziwiającą cechę Dziadków – zdolności rehabilitacyjne 🙂
Julcia leżała sobie grzecznie ale nie można tak leżeć i nic nie robić, więc Dziadek ćwiczył nóżki a Babcia rączki 🙂 muszę przyznać że synchronizacja była zadziwiająca… a samej ćwiczonej bardzo się podobało, więc można śmiało powiedzieć, że przyjemne z pożytecznym zostało połączone 🙂
Żeby urozmaicić, bądź co bądź monotonne przekładanie kończyn 🙂 od czasu do czasu Julcia turlała się z Babcią na kołderce a Dziadek w tym czasie przywołał pieska – labradorka młodego jeszcze, który tylko czekał na sposobność pobawienia się z kimkolwiek 🙂 Julci bardzo się piesek podobał, leżała sobie ładnie na brzuszku i cierpliwie znosiła próby lizania po buźce i rączkach 🙂 Julcia zresztą z pieskami ma sporo zajęć więc nie jest to dla niej nic nowego 🙂
Niestety zaczął padać deszcz i mimo że sugestywnie początkowo go ignorowaliśmy, w końcu wygrał niestety i schowaliśmy się do domu.
Deszczyk nie popadał długo na szczęście i niedługo znowu mogliśmy się wynurzyć na świeże powietrze.
Tym razem to ja niespodziewanie spędziłam ten czas całkiem aktywnie 🙂
Może dlatego że ostatnio o tym pisałam, albo może pozazdrościłam stojącemu obok wujkowi, ale strasznie zachciało mi się łowić ryby 🙂 Staw pod ręką, wędka też (nawet dosłownie) Babcia dbała o dostawę przynęty, więc co tu więcej trzeba 🙂 Obudziły się wspomnienia znad tego samego stawu sprzed jakiś 20 mniej więcej lat (o kurcze jak to brzmi…) kiedy to współzawodniczyliśmy z Adrianem, moim kuzynem i całymi dniami właściwie nic innego nie robiliśmy tylko łapaliśmy rybki (a czasem nawet ryby…). Muszę przyznać że Babcia mnie zaskoczyła że ma do dziś zeszyt w którym zapisywała ile kto złowił – (też pewnie jesteś ciekaw Adrianku – i ja już wiem, ale nie powiem… 🙂 musisz zapytać Babci 🙂 )
Tak więc wyciągałam rybkę po rybce (i mam tu na myśli rybkę przez naprawdę małe „r”…) Julcia przyglądała się zaciekawiona cóż ta Mama tak się cieszy a ubaw przy tym mieliśmy naprawdę całą rodziną 🙂
Muszę przyznać że czekanie na to jak spławik zacznie się zanurzać było naprawdę ekscytujące i przypomniałam sobie dlaczego tak bardzo to lubiłam 🙂 Pewnie nie bez znaczenia był fakt, że rybki naprawdę brały co chwilę… ale takie są uroki stawu 🙂
Julcia miała przy okazji sposobność do przyjrzenia się z bardzo bliska a nawet dotknięcia żywej rybki 🙂 kto wie, może odkryliśmy tym samym nowy rodzaj terapii – rybkoterapię 🙂
Na koniec wszystkie rybki wróciły do stawu 🙂
I jakby powiedział Roli Mo, jeden z Julci ulubionych bohaterów bajek – to był bardzo wesoły kreciowy dzień!