andrzejkowo i nie tylko :)

I minął tydzień a nawet chyba nieco więcej od czasu kiedy ostatni raz tu zaglądałam…
zwykle tak się dzieje jak Jula jest w domu i tak też było i tym razem. Ale od początku – wszystko zaczęło się od ataku, jaki Julcia miała w zeszłym tygodniu dokładnie w nocy z niedzieli na poniedziałek. Jula kiedyś takie ataki miała mniej więcej raz w miesiącu, teraz ostatni był w marcu więc teoretycznie jest dobrze, tyle że napad sam w sobie nigdy nie jest niczym do czego można przywyknąć i z czym można się oswoić. Tak się złożyło że nie spałam jeszcze tylko leżałam obok Julci bo niepokoiło mnie jej nerwowe zasypianie tego wieczoru, także od razu podałam jej wlewkę która poradziła sobie z atakiem w mniej więcej 2, 3 minuty, choć ciężko powiedzieć ile bo w całym tym nerwowym czekaniu na to aż atak minie, sprawdzaniu czy Jula oddycha i odsysaniu śliny żeby się nie zakrztusiła raczej nie kontrolujemy upływu czasu…
Tak więc liczenie okresu bez ataku rozpoczynamy na nowo i oby był co najmniej tak długi jak poprzednio.

Rano w poniedziałek wydawało mi się że Jula jest w dobrej formie i zawieźliśmy ją do szkoły dając tylko najpierw trochę dłużej pospać. Po szkole jednak i pod wieczór wyraźnie straciła humor i apetyt, stała się jakby nieobecna, znamy dobrze ten stan, ma zwykle podłoże neurologiczne i choć nie są to atakowe sprawy, jednak widać że Jula nie jest sobą. We wtorek rano było jakby lepiej i jeszcze była w szkole ale jak wróciła od razu widziałam że teraz już zostanie w domku. I tak do końca tygodnia, chociaż w piątek było już zdecydowanie lepiej ale na jeden dzień nie chciałam jej oddawać.
Z powodu kiepskiej formy Julę ominęła zabawa mikołajkowa organizowana przez fundację dlaczego pomagam, szkoda bo miał być Mikołaj i choinka… no cóż, ważniejsze na ten moment było żeby się wyciszyła i odreagowała.
Mikołaj oczywiście o Julci nie zapomniał, przysłał Babcię i Wujciów, wszystko było jak trzeba 🙂
W weekend Jula już wymiatała swoim śmiechem i energią, tak jakby chciała nadrobić gorsze dni 🙂

Z Anglii przyleciała moja kochana Kasieńka z malutkim, 3-miesięcznym Tomusiem i nawet jego płacz nie był w stanie Julci wyprowadzić z równowagi, uśmiech był szeroki cały czas i mam nadzieję że już tak będzie 🙂 a Tomuś przesłodki!, nawet jak płacze… Ciekawe czy będzie z niego taki łobuz jak jego brat, nasz chrześniak… 🙂

Przed atakiem, mając jeszcze świetny humor, Jula zdążyła uczestniczyć w zabawie andrzejkowej w szkole – zadaniem dla nas było przygotować dla niej strój ludowy 🙂 chociaż zadanie może nie łatwe ale i tak wydaje mi się że lepiej w takiej sytuacji mieć dziewczynkę bo zawsze coś tam w szafie się znajdzie co po połączeniu w całość da nam mniej lub bardziej ludowy strój 🙂 a oto i efekty:

w szkole trzeba było dwa kiteczki zamienić na jeden bo zagłówek krzesełka był dla nich za wąski… 🙂

jak to na andrzejkach bywa, nie zabrakło wróżb, przygotowanych profesjonalnie i z dbałością o szczegóły i autentyczność, panie pilnowały żeby każde dziecko swój karnecik wróżb wypełniło jak trzeba 🙂
Ponieważ byliśmy chwilkę z Julcią na zabawie, część wróżb zrobiliśmy z Julcią i oto okazało się że wybranek Julci, niejaki Przemysław będzie miał wielki nos ale cóż tam z nosem, najważniejsze że małżeństwo będzie szczęśliwe 🙂

lanie wosku andrzejki, orew, julkaimy

lanie wosku andrzejki, orew, julkaimy

lanie wosku andrzejki, orew, julkaimy, wróżby

lanie wosku andrzejki, orew, julkaimy, wróżby

lanie wosku andrzejki, orew, julkaimy, wróżby

lanie wosku andrzejki, orew, julkaimy, wróżby

lanie wosku andrzejki, orew, julkaimy, wróżby

lanie wosku andrzejki, orew, julkaimy, wróżby

i obowiązkowo na koniec tańce! 🙂

lanie wosku andrzejki, orew, julkaimy, wróżby

To w kwestii zaległego tygodnia byłoby tyle, Jula pobyła ze mną w domku, miałyśmy czas na spacerki, które urozmaicał mróz i padający śnieżek 🙂 za co najbardziej uwielbiam zimę 🙂

i jeszcze „portrety z literkowymi babeczkami” które z Julcią upiekłyśmy jeszcze w zeszłym tygodniu 🙂 portrety były konieczne bo babeczki, oprócz tego że smaczne, okazały się być bardzo fotogeniczne 🙂

pozdrawiam serdecznie 🙂

całkiem niezły koniec tygodnia

witam serdecznie 🙂
co prawda nie o faktyczny koniec tygodnia chodzi, bo przed nami jeszcze cudny weekend, ale o tydzień zajęć, który Jula zakończyła w całkiem niezłym stylu 🙂
Pisałam już że nasza córcia jest przez ostatnie kilka dni w dobrej formie, ale myślę że „dobrej ” w tym wypadku to za mało powiedziane, bo można śmiało powiedzieć że w świetnej 🙂 oczywiście pewnie przechwalę, bo zwykle tak bywa jak zbytnio się czymś ucieszę, ale nawet jeśli, to warto o tym napisać, bo Julcia pokazała nam po ostatnich zajęciach że warto ciężko pracować.
Wstęp taki, jakby co najmniej wstała z tego stołu do vojty i poszła sobie po ćwiczeniach na bajeczkę… ale nas cieszą zdecydowanie mniej spektakularne sprawy a w tym wypadku konkretnie podpór jaki Julcia pokazała nam, leżąc na brzuchu 🙂 Podpór to jest ta funkcja którą sprawdzamy często bezpośrednio po zajęciach i z reguły zadowalamy się zdecydowanie mniejszym postępem niż ostatni, tym razem okazało się że mięśnie Julci są bardzo mocne w strefach o jakie walczymy od dłuższego czasu 🙂 Ponieważ ostatnio bywało różnie, mieliśmy trochę przerwy, w końcu wakacje się należą każdemu, potem zmienność formy Julci odbijała się w mniejszym lub większym stopniu na efektywności zajęć nie tylko rehabilitacji ruchowej, ale też u logopedy czy z pieskami. Nie uniemożliwiała terapii, ale mieliśmy wrażenie że można od Julci wymagać więcej. Ania i Agnieszka, Julci terapeutki mówiły, że Jula owszem pracuje ale jakby nieco mniej aktywnie i z mniejszym entuzjazmem niż zwykle. Przy vojcie gdzieś tam cały czas widziałam że Sebastian miał niedosyt z cyklu „nie jest źle, ale szału nie ma…”
I w końcu przyszedł tydzień w którym Julcia zaczęła naprawdę świetnie pracować, była coraz luźniejsza, więcej się uśmiechała nawet w trakcie ćwiczeń, widziałam, Sebastian coraz częściej powtarzał nie tylko „dobrze Jula” ale „świetnie! właśnie o to chodziło!” i w rezultacie szybko przełożyło się to na namacalny efekt, o którym już pisałam, a który Damian oczywiście uwiecznił (czuję się tu w obowiązku zaznaczyć, że większa głowa i szczupła reszta Julci to efekt specjalnego obiektywu użytego do zrobienia zdjęcia, taki styl 🙂 )


Takie momenty są potrzebne, dają siłę i utwierdzają w przekonaniu o tym, że idziemy dobrą drogą 🙂

pozdrawiam 🙂

„nic się nie stało!…” ?…

To najczęściej ostatnio śpiewana przyśpiewka przez kibiców piłki nożnej, ale czy naprawdę nic się nie stało?… chyba jednak smutne miny kibiców po sobotnim meczu mówiły co innego. Bo przecież się stało, chłopaki narobili nam apetytu dobrą grą w dwóch pierwszych meczach żeby potem, odpaść po meczu który wydawał się, przynajmniej na początku, być pod naszą kontrolą… Smutno nam i dlatego bardzo fajnie że mimo to potrafimy solidaryzować się z drużyną ochoczo teraz rozdającą autografy i spotykającą się ze swoimi fanami.
Tak sobie myślę że ja osobiście już wyniosłam sporo z tych mistrzostw,
– po pierwsze orientuję się już w składzie naszej drużyny, choć jeszcze w trakcie pierwszego meczu szukałyśmy z Sylwią gorączkowo w internecie któż to jest ten Szczęsny 🙂 … teraz jestem w stanie wymienić kilku co najmniej i do tego rozpoznawałam ich na boisku 🙂 swoją drogą fajne chłopaki 🙂
– po drugie – oglądam mecze innych drużyn, i naprawdę mnie emocjonują, co więcej, znam już niektórych zawodników, a nie tylko Ronaldo jak przed mistrzostwami 🙂
Myślę więc że jeżeli organizowane Euro miało też za zadanie rozpropagować piłkę nożną jako dyscyplinę – udało się 🙂 przynajmniej na przykładzie mojej skromnej osoby 🙂
Nie ma jednak takiej dyscypliny która zdołałaby odwrócić moją uwagę od siatkówki a tu na szczęście póki co same powody do radości i trzecia wygrana z Brazylią, chłopaki – powoli zaczynam się przyzwyczajać 🙂 Bezpośredni awans do finału LŚ to już coś 🙂 trzymam kciuki i czekam na więcej 🙂 Brawo chłopaki!

to tyle, Euro trwa więc relacja czysto kibicowska, poza tym zaczęła się druga połowa meczu Chorwacja – Hiszpania – trzeba obejrzeć 🙂

pozdrawiam 🙂

tydzień mija

Witam serdecznie
tydzień owszem mija i to szybko jakoś, zbliża się czas wyjazdu do Wrocławia i zapowiada się że pogoda będzie bajeczna i letnia już prawie 🙂 Jula wróciła do przedszkola po tygodniu przerwy, wraca zadowolona i uśmiechnięta, podczas gdy w domu bywało że miała niezbyt dobry humor i zdecydowanie mniej energii… Kluczem do rozwiązania tej zagadki okazał się fakt iż w przedszkolu po obiadku lubiła sobie uciąć drzemeczkę małą czasami i wracała pełna energii i humoru 🙂 W domku przymierzałam się kilka razy żeby ją w południe położyć jak widziałam, że jest nieswoja, ale jakoś widocznie w przedszkolu klimat jest do tego bardziej sprzyjający 🙂
Sebastiana nie ma od poniedziałku ale Jula nie ma przerwy w zajęciach, staram się godnie go zastępować 🙂 Muszę przyznać że pierwszy raz tak naprawdę poczułam na sobie odpowiedzialność za to, żeby w tym tygodniu ćwiczenia były nie takie jak moja „weekendowa vojta” w wersji light, ale faktycznie takie żeby praca była konkretna. Od początku roku Jula nie opuściła praktycznie żadnych zajęć, pracuje bardzo intensywnie i poza jednym chyba wyjątkiem frekwencja jest 100%. To że Sebastian jest u nas prawie codziennie i to jak dobrze idzie im na zajęciach powoduje że nie czułam do tej pory potrzeby większego angażowania się w proces rehabilitacji, bo wiedziałam, że nawet jak nie wychodziło mi to dobrze, to i tak zaraz będzie Sebastian i wszytko będzie jak trzeba. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to postawa trochę asekuracyjna i wygodna, ale póki się sprawdza nie mam potrzeby tego zmieniać. Bardzo lubię być na zajęciach, obserwować ich pracę i w razie potrzeby pomagać, bo nie zawsze Julcię łatwo jest ogarnąć. Bałam się jednak że może to stanie obok to trochę już uzależnienie, powodujące że nie umiałabym się przyłożyć do zajęć sama, gdyby zaszła taka potrzeba. W tym tygodniu okazało się że to tylko kwestia odpowiedniej motywacji i przy okazji odkryłam że praca z Julcią daje mi sporo satysfakcji. Oczywiście daleko mi do terapeuty ale fakt, że potrafię u Julci wyzwolić prawidłowe wzorce w danym ułożeniu jest dla mnie ogromną motywacją do kolejnych ćwiczeń. Nawet już nie mogłam się codziennie doczekać aż Jula wróci z przedszkola żeby z nią poćwiczyć. Owszem Jula płacze, w momencie stymulacji nawet mocno, ale czuję że ciężko pracuje a ja mam nad tym kontrolę co bardzo pomaga, zresztą zaraz po ćwiczeniach a nawet w trakcie, uśmiech jej wraca 🙂
Nie mam oczywiście ani aspiracji, ani potrzeby a wręcz odwagi choć trochę przejąć zadania Sebastiana na co dzień, ale już wiem, że jak będzie trzeba to sobie poradzę i nie będzie to zmarnowany czas.
Przeczytałam ostatnio że w relacjach rodziców ćwiczących z dzieckiem vojtą zdarzają się różne postawy i jeżeli rodzic nie czuje że robi dobrze, że chce jak najszybciej skończyć po to żeby „odpękać zajęcia” i mieć już kolejne za sobą a stymulację odbiera jako krzywdzącą dla dziecka, nie powinien ćwiczyć i całkowicie zdać się na terapeutę. Jakiś czas myślałam, że ze mną właśnie tak jest, ale chyba jednak nie. Vojtę postrzegam jako metodę wręcz fascynującą i fakt, że mam jakiś choć minimalny udział w tym aby Julę usprawniać jest dla mnie ogromnie satysfakcjonujący. Dziś jak ćwiczyłam z Julcią wszedł do pokoju Damian, spojrzał jak ćwiczymy (a Jula właśnie bardzo fajnie zareagowała na stymulację przy wspomaganym obrocie), i powiedział „o proszę wygląda to tak jak na ćwiczeniach u Sebastiana…” i to był największy komplement jaki mogłam w tej sytuacji usłyszeć 🙂

tyle o vojcie, pewnie po powrocie z Wrocławia będę jeszcze sporo miała na jej temat do powiedzenia.

Pogoda jest piękna, rowery w użyciu coraz częściej, mamy w planach kupić dla Julci specjalną przyczepkę żeby mogła się cieszyć z nami jazdą. Udało nam się namierzyć firmę czeską która takie produkuje dla dzieci niepełnosprawnych, są w bardzo przystępnej cenie, wyglądają ładnie i mamy nadzieję że uda nam się taką zakupić. Jak to bywa z językiem czeskim sama nazwa jest już bardzo radosna – „vozík za kolo Kozlík” 🙂 co może być nie tak z tak nazywającą się przyczepką 🙂

do zobaczenia 🙂