Na stronie „My Child at Celebral Palsy” przeczytałam bardzo pozytywny artykuł o tym jak ważne jest abyśmy, my rodzice dzieci z porażeniem mózgowym, zadbali na co dzień o siebie. Tak właśnie – o siebie, o swoje zdrowie, kondycję fizyczną i psychiczną, samopoczucie, wszystko to co zwykle pozostaje na drugim (w najlepszym przypadku…) planie.
Jestem pewna że większość z nas na pytanie co robi dla siebie odpowie „ja?…ale jak?… i w sumie kiedy?…” bo od rana jakieś zajęcia, w międzyczasie karmienie, ubieranie, noszenie a noce z przespanymi ciągiem więcej niż 5 godzinami w ciągu ostatnich 10 lat ,można policzyć na palcach jednej ręki i nie zapowiada się że cokolwiek się zmieni… i te ataki… czasem po prostu już nie ma siły…
A plan jest taki żeby właśnie ta siła była! 🙂 i ta fizyczna i ta psychiczna.
I dlatego musimy codziennie myśleć o sobie i nie jest to egoistyczne podejście bo im my mamy się lepiej, tym więcej korzyści mają z tego nasze dzieci.
Choć nawet gdyby miał to by być czysty egoizm… tak raz na jakiś czas… to dlaczego nie?!… 🙂
I naprawdę nie trzeba dużo – małe przyjemności – nie absorbujące dużo czasu, cokolwiek co sprawia że na myśl o tym uśmiechamy się do siebie, kawa na kanapie, książka, ulubiony serial, film, zakupy… samo planowanie i perspektywa są kojące 🙂
Autorzy artykułu zachęcają do spotkań w gronie przyjaciół, też do rozmów z innymi rodzicami z tożsamymi problemami, wymienianiu się doświadczeniami i emocjami. To już bardziej skomplikowana operacja ale dobrze zmotywowani damy radę 🙂
Po rodzicach piszących do mnie z różnymi problemami widzę jak ważne jest czasem tylko wiedzieć że ktoś gdzieś tam ma ten sam problem, można się wygadać i poradzić bo przechodzi przez to samo.
Nie izolujmy się też w gronie rodzinnym, mając żal do rzadko odwiedzających nas krewnych zastanówmy się czy z czasem to my nie zaczęliśmy pojawiać się u nich rzadziej… bo za głośno, bo za daleko, bo trzeba wejść z wózkiem na drugie piętro…
A Babcia która chętnie chciała zostać z wnusiem żebyśmy mogli gdzieś pójść, po kilkunastu dyplomatycznych odmowach (bo przecież jak ona sobie poradzi!?…) przestała pytać…
No i nasze zdrowie… Zawsze na drugim miejscu i nie jest to domena rodziców dzieci niepełnosprawnych ale rodziców w ogóle. Tyle że w naszym przypadku nasze zdrowie ma w większym zakresie bezpośrednie przełożenie na codzienne funkcjonowanie i kondycję naszych pociech i tak będzie całe ich życie. Będą potrzebować nas w dobrej kondycji.
A zawsze przychodzi taki czas, że zaczyna być zbyt ciężko, że bolą plecy, siada kręgosłup, że z wielu aktywności trzeba rezygnować…
Pomyślmy o swoim zdrowiu, diecie, zanim jeszcze tak się zacznie dziać.
Wiem że to nie jest łatwe, wiem że są przeróżne sytuacje rodzinne, społeczne, wiem…
ale zanim pomyślicie „nie to nie dla mnie” może jednak warto się zastanowić czy na pewno?…
pozdrawiam 🙂