kubeczki

Julcia dostała na urodzinki od Babci i Dziadka super zestaw do malowania kubeczków. Zestaw zawierał dwa kubeczki, specjalne farbki, pędzelek i instrukcję (bardzo istotny element całości).

Ponieważ kubeczki były dwa, do wspólnego malowania zaprosiliśmy ukochanego kuzyna Julci – Igorka, który dopiero co wyszedł ze szpitala gdzie przeszedł operację wycięcia migdałków będąc przy tym naprawdę bardzo dzielnym 🙂

I nie ma co dużo pisać, zabawa była świetna nie tylko dla dzieciaków ale też dla nas mamusiek 🙂
Julcia i Igorek przejęli się projektem, farbki miały naprawdę bajeczne kolorki więc przyjemnie się malowało.

Kubeczki pomalowane musiały odstać dobę a potem „piec” się pół godzinki żeby farbki się utrwaliły (stąd instrukcja była niezbędna bo pomimo dojrzałego (…) już wieku doświadczenia w pieczeniu kubeczków nie podsiadam…).

A wyglądało to mniej więcej tak:

o oto efekt

A Laki skorzystał z okazji…

pozostało tylko robić herbatkę 🙂

Laki – zasady

Laki… padł właśnie pod fotelem i śpi, zmęczył się spacerem i bieganiem za piłką.
Jest z nami już jakiś czas i trochę się znamy 🙂

Chcąc odpowiedzialnie podejść do opieki nad szczeniaczkiem przeczytałam kilka książek nt temat zanim jeszcze z nami zamieszkał, teraz też mam co czytać. Tych zasad które chcę opisać nigdzie jednak nie znalazłam – a są myślę nie mniej istotne i pozwolą przyszłym właścicielom cavisiów na bliższe poznanie tej niesamowitej rasy.
Z pewnością większość z tych zachowań jest ściśle powiązane z młodym jeszcze wiekiem Lakiego, lecz niewątpliwie rysuje się wyraźna prawidłowość rasowa.
Tak więc: 🙂

Zasada nr 1
Jedzenie, niezależnie od rodzaju, najlepiej smakuje na poduszce i najlepiej gdyby owa poduszka leżała na kanapie.
Laki jest w tej dziedzinie bardzo konsekwentny – niezależnie od tego skąd kawałek jedzenia musi przytaszczyć – zawsze zdąża do wcześniej wyznaczonego celu żeby w spokoju i wygodzie oddać się konsumpcji.
Odstępstwem od tej zasady jest okoliczność w której można wdrapać się na kogoś kto siedzi na kanapie (opcjonalnie na fotelu – już trudno niech straci…), zwykle jest to Julcia, i tam też sobie spokojnie zjeść…

Zasada nr 2
z pierwszą ściśle powiązana – zabawki najlepiej gryzie się nas, nawet jeżeli iście akrobatycznych zdolności i niespożytej wręcz cierpliwości wymaga umieszczenie ich na kolanie siedzącego lub leżącego. Zabawka która spadnie na podłogę już nie cieszy tak bardzo…

Zasada nr 3
Nigdy nie zakładaj że pies czegoś nie zje lub nie pogryzie.
Laki zarówno podczas spacerów, jak i w domu, łapie i z zjada z prędkością światła rzeczy z jedzeniem bynajmniej nie mające nic wspólnego…
I nie chodzi tu tylko o tradycyjne gryzienie butów czy mebli – wszystko, powtarzam – wszystko, może się znaleźć w jego małej mordce…
Towarem mocno deficytowym (bo Pańcia gania i wyciąga na siłę spomiędzy zębów…) są chusteczki nawilżane – ten obłęd w oczach jak uda mu się jakąś chapnąć, jest nieporównywalny z niczym…
Zaraz później plasują się pampersy (bynajmniej nie nowe z paczki…) i skarpetki. Skarpetki jednak muszą (!) być wykradzione z szuflady – magicznej krainy pełnej smacznej bielizny… I nie ma takiego głębokiego snu z którego odgłos jej otwierania nie wyrwie Lakiego.
(bo po co ją otwierają jak nie pozwalają mi nic z niej wyciągnąć…)
Gdzieś tam na szarym końcu są zabawki – bo są przecież do gryzienia przeznaczone a cóż to wtedy za frajda?!…

Zasada nr 4
Caviś nie ma jednego miejsca do spania.

I choćby nie wiem jak się starać – piękny mięciutki kącik, posłanie i ulubiony kocyk – nic z tego.
W ciągu półgodzinnej drzemki w ciągu dnia Laki przegrupowuje się ze spaniem średnio cztery, pięć razy a obserwacja tego zjawiska jest naprawdę zabawna 🙂
Zwykle zaczyna (jeżeli jest taka możliwość) na kimś kto właśnie (i mówiąc „właśnie” mam na myśli sekundę później) usiadł na kanapie. Bo przecież skoro już SIADAM (wygodnie z kawą) to OCZYWIŚCIE że chcę żeby Laki umościł się do spania na moich kolanach…
Chyba jednak do końca wygodnie nie jest, bo po kilku minutach (jak ta Pańcia się wierci!…) Laki zmienia lokal na fotel obok.
Sprawę zwykle przyspiesza fakt że Pan właśnie zajada sobie coś dobrego kusząco przy tym szeleszcząc torebką.

Tam też szybko robi się niewygodnie.
Później kolejność jest dosyć przewidywalna – poduszka na kanapie, kanapa bez poduszki, podłoga pod kanapą, swoje posłanie, kafle w przedpokoju (to jak jest za ciepło) i ( w zależności czy starcza jeszcze czasu) dywan pod nogami krzesła przy biurku Damiana.

Jeżeli w domu jest Julcia to i o Nią zahacza w swojej wędrówce – zwykle zaraz po tym jak usadzę ją (po trudnej sztuce rozbierania jej z kurtki spod leżącego na Niej Lakiego) po powrocie ze szkoły na fotelu.

Zasada nr 5
Nigdy nie mów że caviś nie będzie z Tobą spał.

Ja osobiście nie mam nic przeciwko, to słodkie jak się umości w nogach i przytuli do kołdry.
Nie może być jednak za łatwo. Lakiemu najwygodniej śpi się na poduszce (mojej) i nawet ok, jest duża, mieścimy się razem (mam niewielką główkę…) ale NAJLEPIEJ jest przytulić się jak najmocniej do Pani… i czemu ona mnie tak ciągle spycha…
Im Laki starszy, tym częściej rezygnuje ze spania na mojej głowie (albo moje spychanie stało się bardziej sugestywne…) i ląduje na podłodze. Myślę że może jest mu też za ciepło, robi się już coraz cieplej a cavisie to gorące pieski.

Zadada nr 6
Cavisie chrapią.

I tu nie mam nic do dodania 🙂

Zasada nr 7
Nie ma na spacerze psa którego caviś by się przestraszył.

Niezależnie od wielkości, rasy czy nastawienia, caviś zawsze w tym swoim podkulonym ogonem będzie sunął do spotkanego psa i koniecznie chciał się z nim bawić.
Taka zabawa zwykle kończy się szybko bo nie każdy pies ma ochotę akurat teraz sobie poskakać, szczególnie że ma już kilka lat na karku.
Ale spróbować i chociaż się tylko przywitać ZAWSZE trzeba.

Zasada nr 8
Ilość energii do zabawy jest u cavisiów nieograniczona.

Tak długo będą biegać za zabawką i skakać dookoła, aż my przerwiemy zabawę. I nie ważne że po pół godzinie aport wyraźnie zwalnia tempo – dopóki my chcemy że bawić nie ma szans żeby Laki zrezygnował 🙂
Nawet nie ma czasu na to żeby się napić w międzyczasie, nie ważne że wywieszonym jęzorem zamiata już prawie podłogę…

Julci ulubiona zabawa z Lakim, wymyślona przez Ciocię Gosię z Michałkowa, to zabawa w „zmyłkę” (pamiętasz Gosiu?:) )

Zasada nr 9
Laki jest najcudniejszym pieskiem na świecie! 🙂 Jest wspaniałym przyjacielem.

Kolega powiedział mi kiedyś że psy od kotów różnią się tym, że psy mają wszystkie emocje na wierzchu, koty zupełnie odwrotnie – po nich nigdy nie wiemy czego można się spodziewać, nawet po wielu latach wspólnego życia.
I trafniej nie da się tego ująć.
Laki jest cały dla nas i to widzimy codziennie.
A my dla niego.

A jak w tym wszystkim znajduje się Julcia?
To najszczęśliwsza dziewczynka na świecie – tak bezwarunkowe szczęście i codzienna beztroska nie jest już nawet charakterystyczną cechą jej wieku, jest JEJ charakterystyczną cechą.
I jeżeli cokolwiek mogło jeszcze to szczęście wzbogacić to zrobiła to właśnie więź z Lakim…

pozdrawiam 🙂

tydzień

Niby tylko taki tam katarek, ale Jula poprzedni tydzień spędziła w domu, tak na wszelki wypadek bo nigdy nie wiadomo cóż z takiego katarku może się rozwinąć, szczególnie że wszędzie naokoło wirusy w naprawdę coraz bardziej zaskakujących postaciach.
Ostrożność tym bardziej uzasadniona że w zeszłym roku dokładnie o tej samej porze Julcia trafiła do szpitala z wysoką gorączką po blisko 2-tygodniowym męczeniu się z mocnym wirusowym przeziębieniem i tak naprawdę dopiero tam udało się zapanować nad sytuacją, też nie bez przejść i nerwów.
Oczywiście bardzo nie chcemy żeby taka sytuacja się powtórzyła.

Katar nie był bardzo dokuczliwy więc ze spacerków nie rezygnowaliśmy, szczególnie że pogoda była piękna a słońce zachęcało do wyjścia.

Jednego dnia zupełnie niespodziewanie zafundowałam sobie nawet sport ekstremalny w postaci spaceru przez prawie całe miasto z Julcią w wózeczku i Lakim na smyczy (pozdrawiam moją kochaną Sylwunię – współautorkę tego szalonego pomysłu i towarzyszkę owego spaceru :)).

Nie odpuszczaliśmy też zajęć.
Tydzień domowy minął nam spokojnie i wesoło.

Jula dzisiaj jest w szkole, pojechała jak zawsze szczęśliwa i chyba nawet wyspana… 🙂

pozdrawiam i życzę przy poniedziałku wszystkiego dobrego 🙂

po raz kolejny

Właśnie tak – po raz kolejny w tzw. okresie rozliczeniowym pojawia się „pomysł” pozbawienia nas możliwości pozyskiwania środków na rehabilitację z 1% podatku…
Powód?
Wiceminister Jarosław Duda podaje konkretny: „W mechanizmie tym chodziło o to, by podatnicy mogli przeznaczyć część pieniędzy publicznych, a nie ich własnych, na działalność pożytku publicznego, tymczasem przekazują je na rzecz konkretnych osób i jeśli środki z 1% są dobrze wykorzystywane, nie powinny być „zawłaszczane” przez kilka największych ogólnopolskich fundacji”.

I tu mnie po prostu (przepraszam za kolokwializm) szlag trafia! (chociaż w sumie to blog i kolokwializmów mogę sobie używać i bez przepraszania 🙂 )
Otóż panie ministrze jestem właśnie (a właściwie Julcia jest) tą konkretną osobą i do tego korzystam z pomocy tych „zawłaszczających” środki z 1%, największych polskich fundacji.
A konkretnie Fundacji Zdążyć z Pomocą, w której Julcia ma, obok blisko 25.000 potrzebujących dzieci, subkonto umożliwiające nam gromadzenie środków na rehabilitację.
I też o tę fundację chodzi najbardziej, bo w zeszłym roku, na 480 mln. ogólnie przekazanych z 1%, wpłynęło do niej prawie 118 mln.

Tylko czy ktoś zastanawia się nad tym skąd biorą się te środki?…
Usłyszałam kiedyś wypowiedź dyrektora jakiegoś lokalnego hospicjum, któremu udało się uzbierać ok 200.000 zł z 1%. Pani dyrektor dziękując za wpłaty powiedziała, z lekką pretensją w głosie, że może nie są to duże pieniądze ale oni przecież nie mają takich możliwości jak jakaś wielka fundacją z Warszawy, która zbiera miliony…
Naprawdę nie żałuję im tych pieniędzy, niech i też te miliony zbierają, ale jak można w tak niesprawiedliwie uogólniony sposób, jednym zdaniem określić całą ciężką pracę tysięcy rodziców, którzy z obawą w sercu liczą każdą wpływającą na subkonta ich dzieci złotówkę próbując co roku jak najlepiej je rozdysponować.

Bo jeżeli podzielimy te grube miliony przez ilość dzieci na jakie są one rozksięgowywane, zgodnie z danymi wpisanymi przez podatnika w PIT, na te prawie 25.000 dzieci, to nagle okazuje się że każde z nich otrzymuje ok 5.000 zł… Statystycznie oczywiście, bo jednym udaje się zebrać mniej innym więcej.
I raczej słowo „udaje” jest tu nie na miejscu bo przecież sama wiem jak wiele kosztuje nas rodziców, pozyskiwanie tych środków, jak każdy z nas liczy na nie co roku gdyż stanowią gros potrzeb naszych dzieci.
Dookoła widzimy mnóstwo apeli o 1%, który stał się już swoistym symbolem pomocy, pamiętajmy że za każdym z tych apeli stoi oczekujące pomocy dziecko.

A dlaczego w ogóle musimy? dlaczego owy „mechanizm”, jak nazwał całą akcję pan minister, jest potrzebny?
Może trochę cyferek:
Bo przecież możemy korzystać z szeregu atrakcyjnych dofinansowań do rehabilitacji, wyjazdów na turnusy, do sprzętu ortopedycznego, mamy doskonały dostęp do bezpłatnych programów terapeutycznych kiedy i gdzie tylko chcemy…
W idealnym świecie… może…
Nie u nas.
Dofinansowanie do turnusu rehabilitacyjnego przysługuje raz w roku (bywa że raz na dwa lata) i wynosi ok 1.000 zł. Koszt turnusu dwutygodniowego to ok 5.000 ale spokojnie może kosztować więcej, w zależności od wyboru terapii. Takich turnusów w roku, żeby miały sens musi być kilka, co daje nam już bardzo konkretną kwotę, a gdzie pozostała cześć roku i potrzebne w tym czasie terapie?…

Julcia od kilku lat nie wyjeżdża na turnusy, najeździliśmy się na nie (byliśmy na ok 30) i „zawłaszczone” przez nas za pośrednictwem fundacji wpływy z tytułu 1% bardzo nam pomogły a wręcz przez kilka lat umożliwiały udział w tych wyjazdach.

Obecnie mamy to szczęście, że Jula jest objęta kompleksową i fachową opieką terapeutyczną na miejscu, co kosztuje znacznie mniej niż wyjazdy na turnusy bo ok 2.500 miesięcznie ale 1% cały czas jest dla nas niezbędnym – Jula wymaga i będzie wymagała rehabilitacji do końca życia.
I nie dlatego że musi się nauczyć chodzić czy siedzieć, u Julci regularne ćwiczenia są niezbędne w codziennym funkcjonowaniu w aspekcie bardzo, w naszym rozumieniu, podstawowym.

U Julci ćwiczenia wpływają zarówno na wyraźną poprawę oddechu i krążenia, funkcjonowania narządów wewnętrznych, jak i usprawniają metabolizm, co jest ogromnym wsparciem dla organizmu w obliczu braku czynnej pionizacji.

W perspektywie stałej i ciągłej potrzeby usprawniania psychoruchowego konsekwencja i zachowanie płynności zajęć ma znaczenie kluczowe dlatego dla takich dzieci jak nasza córcia rehabilitacja jest codzienną koniecznością.

Julcia jest dzieckiem leżącym, niezdolnym do samodzielnej aktywności ruchowej z dużymi zaburzeniami już na poziomie motoryki dużej i małej.
Przy stałej dysfunkcji OUN codzienna praca terapeuty polega na stałym przeciwdziałaniu nieprawidłowemu napięciu mięśniowemu.
I „stałym” w tym zdaniu jest pojęciem kluczowym.

I tu niezastąpiona od dwu lat jest dla Julci, niedostępna w naszym regionie w ramach bezpłatnej rehabilitacji, metoda Vojty.
Precyzyjne wyzwalanie prawidłowych wzorców ruchowych harmonizując pracę mięśni, powoduje że rozluźnione i wzmocnione pracują na co dzień coraz lepiej, dając Julci coraz większą swobodę ruchu, poprawiając sylwetkę i stabilność. Skutecznie udaje się również zapobiegać jakże często pojawiającym się w spastycznej postaci mpd przykurczom oraz deformacjom.

Na wszystko to bez ćwiczeń nie miałaby szans.

I na takie właśnie, panie wiceministrze, fanaberie i zachcianki, my konkretne osoby, przy pomocy fundacji, pożytkujemy sobie „zawłaszczone” z 1% pieniążki…