Nie zapeszając…

Odpukać w niemalowane też nie zaszkodzi… A sprawa tyczy się leków, konkretnie jednego – o nazwie Relsed (opcjonalnie Diazepam) – dla niewtajemniczonych – jest to wlewka, którą należy podać, aby przerwać atak padaczki. Dosyć silny lek, zaliczany do grupy psychotropowych.
Ale ponieważ to nie poradnik farmaceutyczny, przejdę od razu do sedna.
Otóż PRZETERMINOWAŁA SIĘ! A czemu się tak cieszę!? A dlatego, że oznacza to, ni mniej ni więcej, że do końca okresu swojej przydatności do użycia, nie była potrzebna. Czyli, (jeszcze jaśniej) Jula od kilku już lat nie miała czynnego ataku padaczki, który wymagałby jej podania.
I tu wchodzi „nie zapeszać” bo to naprawdę dobra wiadomość.

Nie jest tak że ataki nie pojawiają się wcale – są – ale bardzo rzadko, zwykle zaraz po zaśnięciu, i bardzo małe.
Te, które wymagały podania diazepamu były nad ranem, Jula była nieprzytomna, przez mocno odgiętą głowę nie mogła połykać śliny i mocno się krztusiła. Trzeba było zawsze bardzo szybko podać wlewkę. Przez te kilka minut czekania aż zadziała, czas stawał w miejscu…
Po takim ataku zawsze przybywało nam kilka siwych włosów…

Teraz padaczka wyraźnie odpuściła. Z radością wyrzucając poprzednie i wykupując koleją receptę na wlewki, odłożę je do szuflady i mam nadzieję że tam spędzą kolejne kilka lat.
Przed nami okres dojrzewania, w którym dziać się może niestety różnie, więc trzymajmy kciuki!

pozdrawiam

12

12 urodzinki Julci
Mogłabym napisać że było 12 świeczek na torcie, ale jak wiadomo dziś na tortach urodzinowych królują liczby, świeczki były więc dwie. Swoją drogą było coś magicznego w dmuchaniu rzędu (lub kilku 😉 ) malutkich świeczek, ogólnej radości gdy się udało i w końcu – zasłużenie wypowiedzianego (w myślach oczywiście) w nagrodę życzenia… Może trzeba wrócić do tej tradycji – przetestuję na swoich urodzinach (jeżeli świeczki zmieszczą się na torcie 😉 ).
12 więc – Julcia gruntuje swoją pozycję w świecie nastolatek. Kawał kobitki już z niej jest.
Było wesoło, byli goście, było słodko – oj słodko… w tym roku hasło „robię na słodko” potraktowałam bardzo poważnie i powstało mnóstwo słodkości z bitą śmietaną w roli głównej.
Urodzinki były 22 lutego, więc trochę już czasu temu, ale pominąć, nawet w opóźnieniem, ich nie można.
Wszystkiego najlepszego Julciu więc po raz setny!

kiedy topnieje śnieg…

Najpierw jest biało – pięknie, czysto i magicznie 🙂 Potem temperatura nieco wzrasta i magia się kończy. Czasem myślę, że niektórzy właściciele psów, ową magię traktują dosłownie, oczekując, że to, czego nie sprzątnęli po swoich pupilkach i zakopali pięknie pod śniegiem, razem z nim magicznie zniknie.
Otóż nie znika, a wręcz przeciwnie, dobrze zimnem konserwowane, odsłania się w całej swej okazałości.
Lakiego mamy już ponad trzy lata. Przez cały ten czas obserwuję na spacerach innych i naprawdę niewielki odsetek sprząta po swoich psach, może trochę większy niż jeszcze rok dwa temu, ale nadal niewielki. Widać to zresztą obecnie na trawnikach.
„Mogłaby go Pani chociaż na trawę przesunąć” usłyszałam kiedyś od przechodzącej Pani, która zauważyła że Laki średnio trafił na trawnik, zahaczając troszkę o chodnik.
„Ale co za różnica, przecież zaraz to sprzątnę” powiedziałam zdziwiona lekko…
„Aaa, to przepraszam, niewiele osób sprząta…” – odpowiedziała zmieszana Pani.

Może i też powinnam reagować, ale typem „zwracacza uwagi” nie jestem. Wdawanie się w nieprzyjemną dyskusję, raczej z góry skazaną na niepowodzenie, nie można bowiem oczekiwać, że z owej wymiany zdań, strofowany właściciel wyjdzie oświecony z cyklu „to wszystko zmienia – teraz już będę sprzątał(ła)!”
Stosuję więc na spacerach technikę slalomu (nie zawsze się sprawdza…) i przeklinam w duchu rozciągający się wokół widok, skutecznie psujący relaksujący nastrój spaceru.
A może ta niechęć do sprzątania jest w nas zakorzeniona – zauważyłam, że Ci którzy psów nie mają, za największą uciążliwość związaną z ich posiadaniem, uważają właśnie konieczność sprzątania po nich.
„I dlatego właśnie nie mamy psa” usłyszałam ostatnio przy okazji rozmowy na ten temat. Ciekawa znajomość tematu 😉 Dziecko, słysząc takie słowa u dorosłego, raczej się zniechęca.
Jako ugruntowany już właściciel chciałam więc z tego miejsca serdecznie i stanowczo zapewnić że nie jest to żadna uciążliwość a na tle obowiązków i codziennej opieki, czynność praktycznie niezauważalna. Za to szczęścia jakie płynie z obecności w naszym życiu takiego przyjaciela jak Laki, z jego bezwarunkową miłością i zupełnym oddaniem – przecenić nie sposób! 🙂

Sprzątajmy więc 🙂

Zdjęcia do zilustrowania owego postu nie zamieszczam – z powodów czysto estetycznych 😉

Radość niczym nie zmącona?…

Stare Miasto, pięknie, kolorowo i wesoło. Mnóstwo straganów z ozdobami, wszystko w ciepłej oprawie świątecznej, po prostu kocham tę aurę! 🙂 Tylko stać i chłonąć… Na scenie nasz lokalny elbląski chór Cantata, (Piotruś pozdrawiam! ) cudownie śpiewa kolędy i inne, nieco bardziej skoczne, piosenki świąteczne. Wzięłam Julcię na ręce, żeby lepiej widziała i bujałyśmy się razem w rytm muzyki, dobrze się bawiąc.
Radość:)
Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy podszedł do nas Mikołaj i, wyciągając z wielkiego wora misiaka dla uśmiechniętej Julci, przytulił mnie nagle (Mikołaj okazał się Mikołajową, ale wiadomo, Święta, dużo pracy, Mikołaj nie wyrabia się z czasem, żona pomaga) i ze łzami w oczach, łamiącym się głosem życzył dużo zdrowia i wytrwałości, kiwając głową w geście „tak mi przykro…”

Przez moment pomyślałam że może coś mu/jej się stało, ale szybko zorientowałam się że chodzi o Julcię.
Mikolaj(owa) poszedł..
I szczerze poczułam się nieswojo…
Bo jak tu teraz wrócić do zabawy? Jak się cieszyć i nadal tańczyć z Julcią?… A może nie wypada tak się z tą radością afiszować?… Bo jak się cieszyć, skoro Mikołaj się smuci na nasz widok…
To oczywiście pytania retoryczne, bo do zabawy i radości oczywiście wróciłam.
Od razu.

A piszę o tym bo, o ile spotykamy się oczywiście z podobnymi reakcjami ludzi, którzy przecież nie mają nic złego na myśli, to nigdy nie widziałam takiego smutku w oczach Mikołaja. I dziwnie jest być jego przyczyną…

Także kochane Mikołaje, jeżeli spotkacie na swojej drodze szczęśliwe dziecko na wózku z uśmiechniętą rodzinką, śmiejecie się z nimi bo powodów do radości nigdy za dużo! 🙂
Pozdrawiamy!