jeszcze o operacji

Witam serdecznie
Od nowego roku postanowiłam wrócić do tematu operacji bioderka Julci. Wiele rodziców pisze do mnie pytając jak wygląda cały pobyt w szpitalu bezpośrednio po operacji oraz przy ponownym przyjeździe na zdjęcie gipsów. Odpisując starałam się niczego nie pominąć, jeżeli o czymś zapomniałam, mam nadzieję że znajdzie się poniżej.
Będzie rzeczowo 🙂

Julka była operowana w Samodzielnym Szpitalu Klinicznym im. prof. Adama Grucy w Otwocku, na operację skierował ją prof. J. Czubak podczas wizyty kontrolnej w Warszawie w grudniu. Dowiedzieliśmy się wtedy że operacja odbędzie się w maju, o tym kiedy dokładnie mamy się stawić na oddział poinformowała nas telefonicznie pani z sekretariatu szpitala się kilka dni przed operacją.

Po przyjęciu na oddział Jula przeszła badania kontrolne, anastezjolog przeprowadził wywiad i została zapisana na operację już na następny dzień. Była operowana pierwsza więc już chwilę po 8 rano dostała tzw „głupiego jasia” czyli środek mający przygotować ją do operacji i ogólnego znieczulenia.
Operacja skończyła się ok 12, nie muszę mówić że były to dla nas wieki…
Gipsy Jula miała założone już na stole operacyjnym, najbliższą noc spędziliśmy na intensywnej terapii na sali pooperacyjnej. Tam Jula, ze względu na słabe wyniki miała dotaczaną krew i dostawała przeciwbólowo morfinę. Noc była ciężka, siedzieliśmy przy Julci na zmianę do rana, rano mogliśmy wrócić na oddział.
Zaraz po powrocie na oddział Jula miała dokładnie sprawdzony gips, tam gdzie był za ciasno nałożony został nacięty i poluźniony, lekarz upewnił się że w żadnym miejscu Julci nie uciska.
W szpitalu zostaliśmy tydzień, nie był to łatwy czas, Jula musiała przyzwyczaić się do gipsów i oswoić się z bólem po operacji.
Dostawała środki przeciwbólowe i rozluźniające, do domu wróciliśmy z zaleceniami ich podawania tak długo jak będzie trzeba.
A było trzeba długo. Julcia bardzo źle spała, budziła się z płaczem w nocy bardzo często przez blisko miesiąc, powoli już zaczynałam zapominać że potrafi spać całą noc…
Na szczęście dobry humor Julci w dzień kompensował mi te ciężkie noce i dawał energię na następne.
W połowie czasu z gipsami musieliśmy się zgłosić do poradni chirurgicznej, u nas na miejscu, na sprawdzenie rany pooperacyjnej i zmianę opatrunków (Jula na oddziale miała wycięte okienko w gipsie, odpowiednio potem zabezpieczone, przez które kontrola rany była możliwa).

I powrót na oddział – ten sam – po 6 niemiłosiernie dłużących się tygodniach w gipsach.
Kolejny pobyt w szpitalu był już zdecydowanie mniej nerwowy, mogłabym nawet zaryzykować twierdzenie że przyjemny. Pogoda była piękna, Szpital jest w lesie więc zaraz obok tarasu, na jaki mieliśmy wyjście z pokoju, było miejsce do spacerów wzdłuż pachnącego lasu 🙂

Prawie jak na wczasach uzdrowiskowych, zresztą takie podobno przeznaczenie onegdyś owej placówki było i zjeżdżali się do niej ludzie z całej Polski i nie tylko. Korzystaliśmy więc 🙂

Ale miało być rzeczowo 🙂

Zaraz po zdjęciu gipsów (Julka bardzo kiepsko to zniosła, konieczność zrobienia rtg na świeżo po zdjęciu gipsów była dosyć traumatycznym przeżyciem…) odwiedziła nas pani rehabilitantka która powoli rozćwiczała Julci nóżki i systematycznie kilka razy dziennie dawała nam instrukcje co i jak robić.
W takim np urządzeniu Jula ćwiczyła po kolei jedną i drugą nóżkę.

Tak przez kilka dni, na oddziale byliśmy od niedzieli do czwartku.
Możliwość posadzenia Julci do wózka po tak długim czasie i pojechania na wspólne śniadanie czy obiad było dla nas niesamowitym wydarzeniem 🙂
Z gipsów zrobiono łuski (rynienki jak mówił pan profesor) w których Jula miała spać ok miesiąca i które miały zapobiegać bolesnemu zginaniu kolan. Ponieważ nasza córcia bardzo źle znosiła spanie w takim usztywnieniu,(budziła się po kilka razy z płaczem i spała bardzo niespokojnie), skróciliśmy znacznie ten czas i już po tygodniu pozbyliśmy się łusek.
Julci wyszło to na dobre.
Wizyta kontrolna we wrześniu wypadła bardzo dobrze 🙂

Minęło 8 miesięcy od operacji, niedługo czeka Julcię kolejna – wyjęcie blach i śrub które pozostały w kości.
Dziś Julcia wróciła do pełnego zakresu ćwiczeń sprzed problemów z bioderkiem. Już powoli zapomnieliśmy o wcześniejszych ograniczeniach.
Operacja mogła być zrobiona wcześniej, co najmniej o rok i pewnie bioderko byłoby dziś idealne. I choć niej jest – kość jest w panewce pod kątem – to cieszymy się że operowane lewe bioderko ma się o wiele lepiej a z prawym nic się nie dzieje.

pozdrawiam 🙂

Mikołajkowa Matrioszka

Nie wiedziałam nawet że coś takiego istnieje… 🙂 ale nie musiałam, bo czujny Mikołaj zza wielkiej wody zawsze znajdzie dla Julci rewelacyjny prezent, a dla mnie przy okazji pomysł na zagospodarowanie niedzielnego czasu popołudniowego…
Jula była zachwycona prezentem – otworzyła szeroko oczy

więc już nie mogłyśmy się doczekać żeby rozpracować tą skomplikowaną konstrukcję 🙂

Właśnie – skomplikowaną, gdyż wszystko co wymaga precyzji i minimalnych zdolności manualno-plastycznych jest nie dla mnie…
Producent twierdził że 6-latek już sobie poradzi więc odważnie zabrałam się za malowanie z Julą 🙂
Julka uwielbia takie aktywności, jest skupiona i zainteresowana tym co się dzieje z jej rączką i każdą czynność jaką z nią robię, prowadząc rękę, uważnie obserwuje.

I w efekcie powstał Mikołaj – przed nami jeszcze 4 🙂

pozdrawiamy 🙂

aktywnie, naukowo i kulturalnie :)

Niedziela – dzień spokojny z natury, stworzony do odpoczynku.
I zwykle tak właśnie leniwie nam niedziela mija.
Tym większa satysfakcja gdy pojawia się motywacja by wstać z kanapy i ruszyć w nieznane (w tym wypadku nieznane faktycznie nieznanym było 🙂 ).
Motywacja w postaci zorganizowanej przez przyjaciół wycieczki pojawiła się już jakiś czas temu – padło hasło jedziemy do Warszawy troszkę pozwiedzać i żeby wyprawę uatrakcyjnić wybraliśmy się osławionym Intercity Premium dla przyjaciół „Pendolino” 🙂
Warszawa?… przecież każdy zna Warszawę… po co tam jechać?… cel zdawał się może niezbyt ambitny ale z tą naszą stolicą to tak jest że każdy w niej był nie raz ale albo się spieszył na samolot, albo przesiadał na dworcu albo przejeżdżał tylko tranzytem lub był na spotkaniu po którym na zwiedzanie za wiele czasu już nie zostawało… a tak żeby przyjechać rano po to tylko żeby do wieczora pozwiedzać to już zupełnie inna bajka 🙂

I nam się taka niedziela właśnie przytrafiła.

Muszę od razu pochwalić wszem i wobec naszą córcię cudowną która była niesamowicie cierpliwa, grzeczna i żywo zainteresowana wszystkim wokół i ani wstawanie o 6 na pociąg ani jazda w sumie 5 godzinna w obie strony i dosyć późny powrót ani siedzenie w wózku cały bity dzień i ogrom nowych wrażeń i miejsc jakie zobaczyła w tej jeden dzień nie spowodowały że była niezadowolona czy marudna – kochana nasza Juleczka! 🙂
Podróż pociągiem – cóż tu dużo mówić… sama przyjemność – wygodnie, miło i sporo miejsca dla Julci która swobodnie mogła sobie siedzieć w wózku przy stoliku. Nie obyło się niestety bez problemów tzw.”techniczno-organizacyjnych” ze strony pociągu, ale o tym jak wygląda i jak wyglądać powinna podróż Pendolino z dzieckiem na wózku inwalidzkim w następnym wpisie.

Teraz o zwiedzaniu 🙂

Przede wszystkim pogoda była jak na zamówienie (może ktoś zamawiał… 😉 ) słoneczko, ciepło, wiało co prawda niemiłosiernie ale wiatr był ciepły i nie przeszkadzał nam w pieszym przemierzaniu stolicy.

Warszawa

Prosto z pociągu tuszyliśmy do Muzeum Narodowego gdzie Jula z równym co my zainteresowaniem przyglądała się obrazom w ilości ogromnej.
Wszędzie można dostać się windą.
Największą dumą Muzeum jest oczywiście „Bitwa pod Grunwaldem” Jana Matejki, dzieło które powstawało przez cztery lata (od razu sprawdziłam 🙂 ) a były to lata 1875–1878. Wrażenie niesamowite, nic dziwnego że przed obrazem stoją ławki gdyż trzeba na chwilę chociaż usiąść po to by w ciszy przyglądać się temu dziełu a i tak nie sposób dostrzec wszystkiego tak doskonale oddane są najdrobniejsze nawet szczegóły.

Bitwa pod Grunwaldem Jan Matejko Muzeum Narodowe

Józef Brandt Odbicie jasyru. Bitwa pod Martynowem Muzeum Narodowe

Mnóstwo obrazów, mnóstwo sal i saleczek, trzeba byłoby chyba mieć cały osobny dzień na przyjrzenie się wszystkiemu dokładnie.
My nie mieliśmy, czekała na nas kolejna atrakcja – Centrum Nauki Kopernik – najbardziej wyczekiwany przez dzieci punkt wycieczki 🙂

A w Centrum szaleństwo, mnóstwo ludzi (przy wejściu przywitała nas tabliczka „z powodu przepełnienia budynku sprzedaż biletów wstrzymana”, na szczęście mieliśmy wcześniejszą rezerwację, inaczej postalibyśmy sobie w dosyć już okazałej kolejce…)
Biegające dookoła dzieci były zafascynowane dokładnie wszystkim dookoła, mogły wszystkiego dotknąć, wszystkim się pobawić i wszędzie wejść. A wszystko ciekawie podane, przy każdym stanowisku opis tego co można na nim zrobić, mnóstwo przy tym zabawy nie tylko dla dzieci ale też dla nas dorosłych 🙂
Nie wszędzie mogłam dostać się wózkiem niestety, stoliki czasem były za nisko żeby Jula mogła pod nie wjechać, a niektóre atrakcje były ogrodzone w sposób który uniemożliwiał wjechanie do środka. Korzystaliśmy więc tyle ile się dało a tam gdzie się nie dało Jula obserwowała jak bawią się inne dzieci.
Bardzo jej się wszystko podobało 🙂
Ale cóż tu dużo pisać skoro są zdjęcia 🙂

Centrum Nauki Kopernik Warszawa Centrum Nauki Kopernik Warszawa Centrum Nauki Kopernik Warszawa

Centrum Nauki Kopernik Warszawa Centrum Nauki Kopernik Warszawa

Centrum Nauki Kopernik Warszawa

Centrum Nauki Kopernik Warszawa

Centrum Nauki Kopernik Warszawa

i powrót na dworzec klimatyczną nocną Warszawą…

Warszawa

Warszawa

Warszawa

aktywnie, naukowo kulturalnie 🙂

zdjęcia

Witam serdecznie po dłuższej nieco przerwie 🙂
Przerwa była na tyle długa że przy logowaniu do panelu administracyjnego bloga przez chwilę zastanowiłam się nad hasłem… to znak że zdecydowanie za dużo czasu minęło (albo pamięć z wiekiem coraz gorsza…;) – będę się jednak trzymać pierwszej wersji 🙂

Do blogu przygnały mnie zdjęcia i tu Was zaskoczę – rentgenowskie – na których widać różnicę w obrazie bioder Julci przed i po operacji.
Zastanawiałam się jakiś czas czy to dobry pomysł je zamieszczać ale wiem że są ich ciekawi rodzicie z którymi mam kontakt z wieloma a którzy są przed, w trakcie lub krótko po takiej samej operacji swoich dzieci.
Ja przed operacją też przemierzałam bezkresne przestrzenie internetu szukając podobnego porównania i niestety nie udało mi się trafić na choćby podobny przypadek.
Wypełniam więc lukę i mam nadzieję że zdjęcia pomogą nieco szukającym informacji o operacji bioder spastycznych rodzicom.

Julka miała dodatkowo nacinaną miednicę i uzupełnioną kością pobraną ze skróconej kości udowej.
Jak widać na drugim zdjęciu biodro jest wzmocnione blachami przymocowanymi na śruby, ten „zestaw” będzie do wyjęcia za rok od operacji czyli w maju przyszłego roku.

tyle w temacie zdjęć 🙂

W tzw. międzyczasie Jula chodzi do szkoły, jak narazie wirusy (poza dosyć i tak łagodną w przebiegu) grypą żołądkową, ją oszczędzają. mam nadzieję że tak zostanie 🙂

pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia 🙂

(szybciej bo znowu zapomnę hasła… 😉 )