a jednak…

a jednak tak nie do końca najlepiej Julcia wyszła na ten przerwie… Wczorajsze ćwiczenia pokazały że ze spastyką nie ma żartów i na bieżąco trzeba mieć na nią oko. Generalnie nie jest źle i terapeuta powiedział że po kilku spotkaniach wszystko powinno wrócić do normy, jednak widać było po Julci, że te pierwsze zajęcia po przerwie wymagały od niej więcej wysiłku niż zwykle, mimo, że ćwiczenia na początek były spokojniejsze. To dlatego że podczas terapii pracują mięśnie na co dzień przez Julcię nie używane – to właśnie siła vojty – zmusić je do pracy.

Ponieważ to nie jest pierwsza przerwa w zajęciach, i w sumie nie najdłuższa nawet, wiem już że przy Vojcie Jula poprawia się z dnia na dzień. Pamiętam jak w wakacje po powrocie do zajęć po blisko 3 tygodniach byłam w lekkiej panice bo już nie o większy wysiłek Juli chodziło ale o regres jaki trzeba było nadrobić. Dotyczył on głównie ustawienia miednicy, która zaczęła nam lekko uciekać w jedną stronę i wydawało się że to problem na dłuższy czas. Jak się jednak okazało – nie dla Sebastiana 🙂 Po kilku zajęciach Julcia ślicznie równiutko leżała na plecach z symetrycznie ułożonymi bioderkami i po regresie nie było śladu.
Także wiem, że jeżeli rehabilitant mówi że będzie dobrze to tak właśnie będzie 🙂
Trzymamy kciuki Juleczko 🙂

Na szczęście w szkole Julcia w pełni zadowolona. Podobno uśmiech od ucha do ucha nie opuszcza jej ani na chwilkę 🙂 Na pewno stęskniła się za kolegami i koleżankami (całymi trzema 🙂 ) i Paniami oczywiście. Nawet rano wstaje całkiem rześka i nie muszę jej budzić w trybie uruchomienia broni tajnej w postaci Taty… Odespała troszkę przez tydzień (chociaż jak na mój gust mogłaby nieco więcej odespać, szczególnie w weekend) i teraz ma zapasy snu 🙂 Nie bez znaczenia jest też pewnie też fakt, że teraz jest już jasno jak wstajemy i słoneczko nieśmiało zagląda w okienka.

I takiego uśmiechu i słoneczka życzę co najmniej na dzisiaj 🙂

zasada konsekwencji

Witam serdecznie 🙂
kolejny tydzień za nami, ale skłamałabym gdybym powiedziała że nie wiem kiedy minął, bo wiem 🙂 Tym razem czas nie gnał jakoś jak zwykle, było spokojnie i powoli. Jula była ze mną cały tydzień w domu, nie miałyśmy żadnych popołudniowych zajęć, Julcia miała urlopik na całego i myślę że wyszedł jej na dobre, choć to pewnie oceni Sebastian po dzisiejszych zajęciach.
Na pewno będzie dobrze, widzę przecież że Jula jest w dobrej formie. Zresztą, jak już nie raz słyszałam, odpoczynek jest tak samo ważny jak rehabilitacja – słyszałam więc wiem, ale dziwna sprawa – o ile Julcia z pewnością nie miała nic przeciwko tygodniowi laby, mnie strasznie kusiło żeby jednak choć pod koniec tygodnia poprosić rehabilitanta na ten dzień, albo dwa… To już jest choroba z cyklu „dzień bez rehabilitacji to stracony dzień” – a ponieważ zdaję sobie na szczęście sprawę z ułomności ludzkiej natury (żeby nie tak od razu w samokrytykę wpadać…) na wszelki wypadek odwołałam wcześniej wszystkie zajęcia bo potem głupio byłoby się tłumaczyć że może jednak, chociaż na jeden dzień, tak dla rozruszania mięśni…
To zasada konsekwencji, pamiętam coś jeszcze ze studiów – jak podejmiemy już jakąś decyzję to potem choćby nie wiem co, wbrew swoim wątpliwościom i czasem zmieniającym się okolicznościom, żeby nie wypaść źle w oczach innych – trzymamy się jej 🙂
I podziałało 🙂
Chciaż łatwo nie było bo nawet w obliczu tego że okoliczność katarku nie bardzo się zmieniała i jednak trochę Julci dokuczał, szukałam luki w prawie – bo może nie będzie tak źle, w końcu to tylko katar, a vojta poprawi krążenie i organizm sobie szybciej poradzi z infekcją, no i oddech będzie lepszy…
Nie ma dla mnie ratunku… na szczęście i mój mąż i moja Sylwunia dzielnie pilnowali czy egzekwuję hasło ” wolny tydzień dla Julci!” (prawie można na wybory z tym iść…:) )
Efekt – Jula wypoczęta, zdrowa, z pewnością ma więcej siły i energii.

Trochę się pocieszam, że pewnie nie ja jedna Mama taka nadgorliwa bywam… przy dziecku wymagającym rehabilitacji cały czas, staje się ona koniecznością codzienną i priorytetem najwyższym, a jeszcze jak tak jak u nas każdy praktycznie dzień ćwiczeń przynosi jakąś poprawę i widać że jest lepiej, czasu po prostu na przerwę szkoda… A tu się nie obejrzałam jak niedawno rehabilitant uświadomił mi że od wakacji Jula jedzie na najwyższych obrotach i to w pełnym tego słowa znaczeniu bo z vojtą nie ma żartów, to ciężka praca dziecka i terapeuty.

Tymczasem Jula od rana uśmiechnięta pojechała do szkoły, mam nadzieję że równie uśmiechnięta wróci. Słoneczko świeci, wiosna idzie (wolno coś…ale jednak idzie 🙂 ) Kamil zdobył złoty medal mistrzostw świata, drużyna brąz po małym zamieszaniu – same dobre wiadomości 🙂

Wolne wolnym, ale czy może być lepsze zakończenie tygodnia jak niespodziewany przylot Babci z Anglii?! 🙂 to nie teleturniej więc od razu odpowiem – nie może! 🙂
W sumie dla kogo niespodziewany dla tego niespodziewany… moi braciszkowie kochani uknuli intrygę godną telenoweli zapraszając nas na niezobowiązujący obiadek w sobotę a tu proszę – taka niespodzianka 🙂

pozdrawiam serdecznie 🙂

bilans ferii :)

Jakoś szybciutko minęły te dwa tygodnie i Julcia ruszyła dziś rano do szkoły – póki co jeszcze chyba lekko zdezorientowana naglą zmianą pory wstawania ale mam nadzieję że zapas snu jaki sobie zrobiła w czasie ferii pomoże jej we wczesnym wstawaniu przynajmniej przez kilka dni…
Dziś nie było źle, plan awaryjny w postaci uruchomienia opcji „Tata budzi Julcię” nie był konieczny, dałyśmy sobie radę nawet z kilkuminutowym zapasem 🙂 a kilka minut rano to jest strasznie dużo czasu 🙂
No ale o feriach miała być mowa, krótki bilans nie zawadzi, choćby po to bym za rok na pytanie „a co my w zeszłym roku robiliśmy w ferie?…” mogła odpowiedzieć „nie pamiętam, ale zaraz sprawdzę na blogu” 🙂
Trochę już wcześniej pisałam o tym, że dopadło nas katarzysko i póki co na nim się skończyło, bo choć wyjątkowo uparte, w nic więcej się nie przerodziło. Niestety, mimo tego pierwszy tydzień ferii było znacznie ograniczony jeżeli chodzi o wyjścia na dwór i przez to też nie udało się zrealizować planu jazdy na sankach, czego bardzo żałuję… Pierwszy spacerek o którym pisałam okazał się jednak nie do końca dla mnie najlepszym pomysłem (okazuje się, że -15 stopni nie za dobrze działa na katar…) i kolejne były już znacznie ostrożniejsze i z miejsca wykluczyły wypad na sanki… A jak w drugim tygodniu wszyscy byli zwarci i gotowi to się nagle z -15 zrobiło +2 i cały śnieg stopniał w trybie natychmiastowym…
Sanki sankami – nie ma co narzekać, jeszcze sobie to mam nadzieję odbijemy tej zimy, tymczasem w trakcie ferii znalazłyśmy sobie odpowiednio dużo innym zajęć, równie dla Julci interesujących 🙂 Tzn mam nadzieję że interesujących, w każdym razie uśmiech Julci, jej zaangażowanie i skupienie jest dla nas dowodem na to że robimy to co jej odpowiada.
Bo z Julcią nie jest tak łatwo… sprawne dziecko chce rysować, idzie rysować, chce oglądać bajkę, ogląda (a przynajmniej mówi że chce, bo jednak rodzice też tak na wszystko ślepo nie pozwalają), my, w obliczu braku komunikacji przez cały czas zgadujemy, ufam że trafnie, jednak to od naszej kreatywności, od naszego wolnego czasu, wreszcie od zwykłej chęci, zależy to co Julcia będzie robić, kiedy i jak długo…
Na co dzień nie zastanawiam się nad tym, tak po prostu jest od zawsze, ale jakoś ostatnio jak Jula dostała tyle różnych zabawek, gier i książek przez chwilkę dopadła nas taka refleksja, że leżą sobie obok i Jula choćby chciała, bez naszej (lub ogólnie czyjejkolwiek ) pomocy może sobie ca najwyżej na nie popatrzeć, a i to tylko wtedy jak siedzi lub leży w odpowiednim kierunku żeby je widzieć…
Jak jednak wiadomo, refleksje są po to żeby coś z nich wynikało, stąd wszystkie prezenty są już przekopane nie raz, książeczki przeczytane, gry wygrywane i przegrywane kilkakrotnie, byłyśmy z Wiki w kinie, a jak nam zabrakło nowości to wróciłyśmy do starych sprawdzonych pozycji naszych zabaw, tak żebyśmy mieli poczucie że jak najlepiej wykorzystaliśmy czas.

Przy okazji okazuje się że niektóre rzeczy nabrały zupełnie innego wymiaru niż do tej pory. Choćby takie rysowanie – Jula zawsze to lubiła i często sięgamy po kredeczki i wszelkiego rodzaju malowanko-wyklejanki i nie tylko, ale do tej pory było tak, że łapałam za jej rączkę i malowałyśmy sobie razem, teraz, ponieważ ostatnio wykazuje większe zainteresowanie swoimi rękami, owszem pomagam jej ale tylko asekurując lekko samą kredkę i pozwalam jej samej jeździć rączką po kartce. Wychodzą z tego bohomazy kosmiczne ale najważniejsze w tych bohomazach jest to że są Julci osobiste 🙂 Przy każdym następnym takim malowaniu jest coraz lepiej i mam nadzieję że Julcia coraz świadomiej będzie korzystała ze swoich rączek 🙂
Staramy się teraz aby jak najwięcej sama próbowała, bo muszę przyznać że jakoś tak do tej pory przyzwyczailiśmy się robić wszystko za nią że nie miała się jak wykazać – teraz to co innego 🙂

był też czas na oglądanie bajeczek – bez tego cóż to by był za relaksik 🙂 ale i przy tej okazji nie zaszkodzi troszkę poćwiczyć trzymanie główki, co, muszę tu Julcię pochwalić, wychodzi jej coraz lepiej 🙂 a bioderka, których, jak wiadomo, bardzo pilnujemy, leżą sobie swobodnie 🙂

nie mogło też zabraknąć wujciów – tu prywatna sesja z Adasiem 🙂

zdarzyły się też warsztaty fryzjerskie – Wiki przygotowywała się do balu karnawałowego 🙂

Ferie to był jednak nie tylko błogi relaks ale też ciężka praca – nie odpuszczaliśmy vojty ani na krok, choć Sebastian coś już zaczyna wspominać że może przydałaby się Julci lekka przerwa, bo ostatnia konkretna, nie licząc świątecznej, była w wakacje…
Pewnie zatem niedługo coś pomyślimy, póki co nie widzę po Julci zmęczenia na co dzień, co zwykle jest dla nas sygnałem że trzeba zwolnić, a zajęcia przynoszą z dnia na dzień coraz lepszą pracę.
A przerwę może uda się nam połączyć z jakimś wyjazdem, tak żeby całkowicie zmienić Julci otoczenie na jakiś czas i dać odpocząć nie tylko od ćwiczeń ale od codzienności. Zobaczymy.

Nie poddając się niezbyt sprzyjającej aktywnościom zimowym aurze, ferie zakończyliśmy bardzo kulturalnie – wizytą w galerii w Gdańsku 🙂 w końcu trochę kultury nikomu jeszcze nie zaszkodziło 🙂 I właśnie podczas tego ukulturalniania się Julcia zgubiła ząbka górną dwójeczkę – a taką niepozorną zupkę rybną jadła… Ząbek musiał się już ruszać jakiś czas, czego nie zauważyłam w porę i przez to nie wyczułam momentu kiedy może trzeba było uważniej jeść… Na szczęście Jula nie wydawała się zupełnie przejmować utratą mleczaka 🙂 tyle że znaleziony nie został…

pozdrawiam 🙂

na bębenku sobie gram… :)

nie ja ale Julcia nasza kochana! dziś na muzyce córcia nasza niesamowita grała sobie na bębenku i może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że rączka chodziła jej sama i zupełnie nikt jej nie pomagał 🙂 a to dla nas nowina (jak to określiła moja ukochana przyjaciółka) na miarę wygranej w totolotka! 🙂

Siedzę sobie w domku i nagle Pani wychowawczymi pisze mi smska żebym przesłała swój adres e-mail to wyśle mi filmik z Julcią, wysłałam zaraz i to co zobaczyłam zaskoczyło mnie totalnie – Jula siedziała sobie na krzesełku w szkole i w rączce miała pałeczkę którą uderzała od czasu do czasu w bębenek w systemie wyglądającym na bardzo zorganizowany 🙂 Jula na co dzień rączek nie używa do niczego w ogóle, ostatnio zauważyłam (o czym pisałam w poprzednim poście) że lepiej radzi sobie z rączkami i jakby zaczęła je zauważać i tu nagle proszę 🙂 Fakt, że Panie złapały za telefon i zaczęły Julcię nagrywać, świadczy o tym jak wyjątkowa jest to sytuacja 🙂

a oto i filmik (troszkę jest do góry nogami ale tak już się zdarza przy nagraniach z komórki – najważniejsze co trzeba zostało na nim uchwycone 🙂 )
ponieważ nie wrzucałam jeszcze filmów na blog to mam nadzieję że uda się go odtworzyć:

Filmik z zajęć muzycznych Julci

Uderzenia w bębenek nie są celowe, to na pewno, ale pokazują nam że: po pierwsze – rączka jest na tyle rozluźniona, żeby taki ruch swobodnie wykonać, po drugie Jula co jakiś czas zerka na rączkę i wyraźnie jest zainteresowana tym co się z nią dzieje i zdaje jej się to podobać a taka koordynacja wzrokowo- ruchowa w przypadku rączek to już ogromny krok na przód 🙂 Julciu kochana jesteś wielka!

Jestem pod wrażeniem też tego jak Panie w szkole potrafią zauważyć i wykorzystać potencjał Julci nawet jak na pierwszy rzut oka nie do końca jest on oczywisty, jak potrafią dostosować formę zajęć do tego co może dać z siebie uczeń tak aby go jeszcze tematem zainteresować. Julcia jest pod opieką świetnych pedagogów, to bardzo cenne. Dziękujemy 🙂

To jeden z takich momentów w których łezka szczęścia kręci się w oku 🙂 momentów w których widzimy jak codzienna ciężka praca z rehabilitantem daje efekty i utwierdza nas w przekonaniu że wybraliśmy właściwą drogę. Mogę śmiało powiedzieć że Jula zawdzięcza to Sebastianowi – jego zazngażowaniu i ciężkiej, konsekwentnej pracy, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni. To niebywałe jak w stosunkowo niedługim czasie tak często możemy cieszyć się z mniejszych lub większych postępów Julci.

To niby tylko kilka uderzeń w bębenek, nawet Julcia zdaje się nie specjalnie przejmować całym zamieszaniem:), ale dla nas to ogrom szczęścia!

Cóż, jedno jest pewne – jak już Jula zostanie perkusistką w słynnym rokowym zespole (którego członkowie teraz uczą się jeszcze czytać i pisać… 🙂 ) to pierwszy autograf będzie należał się Sebastianowi 🙂