Jakoś szybciutko minęły te dwa tygodnie i Julcia ruszyła dziś rano do szkoły – póki co jeszcze chyba lekko zdezorientowana naglą zmianą pory wstawania ale mam nadzieję że zapas snu jaki sobie zrobiła w czasie ferii pomoże jej we wczesnym wstawaniu przynajmniej przez kilka dni…
Dziś nie było źle, plan awaryjny w postaci uruchomienia opcji „Tata budzi Julcię” nie był konieczny, dałyśmy sobie radę nawet z kilkuminutowym zapasem 🙂 a kilka minut rano to jest strasznie dużo czasu 🙂
No ale o feriach miała być mowa, krótki bilans nie zawadzi, choćby po to bym za rok na pytanie „a co my w zeszłym roku robiliśmy w ferie?…” mogła odpowiedzieć „nie pamiętam, ale zaraz sprawdzę na blogu” 🙂
Trochę już wcześniej pisałam o tym, że dopadło nas katarzysko i póki co na nim się skończyło, bo choć wyjątkowo uparte, w nic więcej się nie przerodziło. Niestety, mimo tego pierwszy tydzień ferii było znacznie ograniczony jeżeli chodzi o wyjścia na dwór i przez to też nie udało się zrealizować planu jazdy na sankach, czego bardzo żałuję… Pierwszy spacerek o którym pisałam okazał się jednak nie do końca dla mnie najlepszym pomysłem (okazuje się, że -15 stopni nie za dobrze działa na katar…) i kolejne były już znacznie ostrożniejsze i z miejsca wykluczyły wypad na sanki… A jak w drugim tygodniu wszyscy byli zwarci i gotowi to się nagle z -15 zrobiło +2 i cały śnieg stopniał w trybie natychmiastowym…
Sanki sankami – nie ma co narzekać, jeszcze sobie to mam nadzieję odbijemy tej zimy, tymczasem w trakcie ferii znalazłyśmy sobie odpowiednio dużo innym zajęć, równie dla Julci interesujących 🙂 Tzn mam nadzieję że interesujących, w każdym razie uśmiech Julci, jej zaangażowanie i skupienie jest dla nas dowodem na to że robimy to co jej odpowiada.
Bo z Julcią nie jest tak łatwo… sprawne dziecko chce rysować, idzie rysować, chce oglądać bajkę, ogląda (a przynajmniej mówi że chce, bo jednak rodzice też tak na wszystko ślepo nie pozwalają), my, w obliczu braku komunikacji przez cały czas zgadujemy, ufam że trafnie, jednak to od naszej kreatywności, od naszego wolnego czasu, wreszcie od zwykłej chęci, zależy to co Julcia będzie robić, kiedy i jak długo…
Na co dzień nie zastanawiam się nad tym, tak po prostu jest od zawsze, ale jakoś ostatnio jak Jula dostała tyle różnych zabawek, gier i książek przez chwilkę dopadła nas taka refleksja, że leżą sobie obok i Jula choćby chciała, bez naszej (lub ogólnie czyjejkolwiek ) pomocy może sobie ca najwyżej na nie popatrzeć, a i to tylko wtedy jak siedzi lub leży w odpowiednim kierunku żeby je widzieć…
Jak jednak wiadomo, refleksje są po to żeby coś z nich wynikało, stąd wszystkie prezenty są już przekopane nie raz, książeczki przeczytane, gry wygrywane i przegrywane kilkakrotnie, byłyśmy z Wiki w kinie, a jak nam zabrakło nowości to wróciłyśmy do starych sprawdzonych pozycji naszych zabaw, tak żebyśmy mieli poczucie że jak najlepiej wykorzystaliśmy czas.
Przy okazji okazuje się że niektóre rzeczy nabrały zupełnie innego wymiaru niż do tej pory. Choćby takie rysowanie – Jula zawsze to lubiła i często sięgamy po kredeczki i wszelkiego rodzaju malowanko-wyklejanki i nie tylko, ale do tej pory było tak, że łapałam za jej rączkę i malowałyśmy sobie razem, teraz, ponieważ ostatnio wykazuje większe zainteresowanie swoimi rękami, owszem pomagam jej ale tylko asekurując lekko samą kredkę i pozwalam jej samej jeździć rączką po kartce. Wychodzą z tego bohomazy kosmiczne ale najważniejsze w tych bohomazach jest to że są Julci osobiste 🙂 Przy każdym następnym takim malowaniu jest coraz lepiej i mam nadzieję że Julcia coraz świadomiej będzie korzystała ze swoich rączek 🙂
Staramy się teraz aby jak najwięcej sama próbowała, bo muszę przyznać że jakoś tak do tej pory przyzwyczailiśmy się robić wszystko za nią że nie miała się jak wykazać – teraz to co innego 🙂
był też czas na oglądanie bajeczek – bez tego cóż to by był za relaksik 🙂 ale i przy tej okazji nie zaszkodzi troszkę poćwiczyć trzymanie główki, co, muszę tu Julcię pochwalić, wychodzi jej coraz lepiej 🙂 a bioderka, których, jak wiadomo, bardzo pilnujemy, leżą sobie swobodnie 🙂
nie mogło też zabraknąć wujciów – tu prywatna sesja z Adasiem 🙂
zdarzyły się też warsztaty fryzjerskie – Wiki przygotowywała się do balu karnawałowego 🙂
Ferie to był jednak nie tylko błogi relaks ale też ciężka praca – nie odpuszczaliśmy vojty ani na krok, choć Sebastian coś już zaczyna wspominać że może przydałaby się Julci lekka przerwa, bo ostatnia konkretna, nie licząc świątecznej, była w wakacje…
Pewnie zatem niedługo coś pomyślimy, póki co nie widzę po Julci zmęczenia na co dzień, co zwykle jest dla nas sygnałem że trzeba zwolnić, a zajęcia przynoszą z dnia na dzień coraz lepszą pracę.
A przerwę może uda się nam połączyć z jakimś wyjazdem, tak żeby całkowicie zmienić Julci otoczenie na jakiś czas i dać odpocząć nie tylko od ćwiczeń ale od codzienności. Zobaczymy.
Nie poddając się niezbyt sprzyjającej aktywnościom zimowym aurze, ferie zakończyliśmy bardzo kulturalnie – wizytą w galerii w Gdańsku 🙂 w końcu trochę kultury nikomu jeszcze nie zaszkodziło 🙂 I właśnie podczas tego ukulturalniania się Julcia zgubiła ząbka górną dwójeczkę – a taką niepozorną zupkę rybną jadła… Ząbek musiał się już ruszać jakiś czas, czego nie zauważyłam w porę i przez to nie wyczułam momentu kiedy może trzeba było uważniej jeść… Na szczęście Jula nie wydawała się zupełnie przejmować utratą mleczaka 🙂 tyle że znaleziony nie został…
pozdrawiam 🙂