urlop

Urlop to piękne słowo… szczególnie dla ciężko pracujących a takową niewątpliwie jest nasza córcia malutka 🙂 (bo przecież nie ja… ) Tak więc efektem naszych ostatnich ustaleń z Sebastianem Jula zdecydowanie potrzebuje odpoczynku co najmniej do końca tygodnia i to takiego maksymalnego od wszystkiego co mogłoby ją choć w minimalnym stopniu zmęczyć lub zestresować. Jula najlepiej odpoczywa w domu, gdzie zna wszystkie kąty i ma swoje ulubione zabawy, książeczki i bajki, na tym więc aspekcie odpoczynku się skupimy 🙂 Pogoda do tej pory zresztą zbyt wielkiego wyboru i tak nam nie zostawia, bo albo pada albo padało albo wygląda że zaraz padać zacznie…
A ja uparcie śpiewam Julci codziennie jedną z jej ulubionych piosenek, która zaczyna się słowami „Słoneczko przez okno zagląda do Ciebie, promyczkiem Cię głaszcze po buzi…”. Jak się pogoda nie zmieni to już zupełnie stracę wiarygodność w oczach dziecka…

Julcia dziś jakby już lepiej się czuje, więcej uśmiechu na jej buźce to dla nas najlepszy miernik jej samopoczucia. Nie jest to jednak jeszcze jej optymalna forma a dopiero taka nas usatysfakcjonuje 🙂 Mamy nadzieję, że te dni total relax to jest właśnie to czego potrzebuje.
Wczoraj byliśmy u Damiana rodziców gdzie zawsze sympatycznie i wesoło spędzamy czas, Julcia doprowadziła swoim zaraźliwym śmiechem do łez radości Dziadka, a śmiała się tak z… „Bolka i Lolka”, „Reksia” i „Wyprawy Profesora Gąbki”, które i dla nas, oglądane po latach, okazały się odkrywczo zabawne 🙂
Także Julcia wydaje się powolutku wracać do formy ale na wszelki wypadek jednak zrobimy jej podstawowe badania (morfologię, próbę wątrobową, OB i kwas walproinowy) bo to i tak już na nie czas.

Odbiegając od tematu – zrobiłam ostatnio, popularną ostatnio jak się okazuje (Sylwuś dzięki za przepis 🙂 ) sałatkę z brokułami, fetą, pomidorami, prażonym słonecznikiem i sosem czosnkowym. I pewnie bym o tym nie pisała bo i po co (:)) ale Damian zrobił jej zdjęcie bo okazała się całkiem fotogeniczna 🙂 Tak więc niniejszym je zamieszczam (bo gdybym tego nie zrobiła to trochę bez sensu byłby cały ten akapit… 🙂 )

sałatka z brokułami fetą prażonym słonecznikiem i sosem czosnkowym

jeszcze trochę i będę musiała założyć dołożyć jakąś kulinarną kategorię… 🙂

na koniec jeszcze życzymy zdrówka małemu Filipkowi. Filipku wracaj szybciutko w Mamusią do domku.

nie-felieton

jakiś czas temu założyłam sobie ambitny plan pisania co najmniej jednego felietonu w miesiącu, ale ponieważ do tej pory popełniłam ich może ze trzy, łatwo można stwierdzić, że plan niespecjalnie się zrealizował… a już z całą pewnością mogę stwierdzić, że system „dobra to dziś napiszę jakiś felieton” się zupełnie nie sprawdza, przetestowałam kilka razy 🙂
ktoś mógłby spytać skąd w ogóle takie parcie na tą formę literacką?… w sumie nie wiem, ale chyba po prostu lubię swobodny przepływ myśli bezpośrednio przemieniony w słowo pisane.

Dziś zdecydowanie weny do felietonu jakiegokolwiek nie mam, bo martwię się Julcią, jest ostatnio apatyczna, dziś w nocy miała znowu atak i to dosyć mocny, nieźle nas zestresowała bo od podania wlewki do jego przejścia trochę minęło (kilka dobrych minut). Nie bez znaczenia jest tu też pewnie fakt, iż chwilę przed napadem, z niewyjaśnionych do tej pory przez nas przyczyn, nagle równo o północy włączyło się radio stojące u Julci w pokoju i dało się słyszeć na cały regulator Pana który nieświadomy paniki jaką wywołał wśród przysypiąjących już powoli ludzi, omawiał spokojnie bieżącą sytuację polityczną…

Przyczyn spadku formy Julci może być wiele, ja stawiam na najprostsze dla nas do zdiagnozowania i najłatwiejsze do opanowania – przemęczenie. A jeżeli przemęczenie to na pewno zajęciami, (szczególnie że zaczęliśmy ćwiczenia w kombinezonie) trzeba dać Juli odpocząć, od początku wakacji nie miała dnia (poza dzisiejszym kiedy odwołałam wszystkie zajęcia) kiedy nie miała żadnych zajęć Oczywiście nie wszystkie są wyczerpujące, ale w połączeniu mogą być jednak zbyt dużym obciążeniem po pewnym czasie. Nie bez znaczenia jest też pewnie wprowadzona jakiś już czas temu Vojta, która wymaga od Julci dużego wysiłku. Sama metoda jest bardzo rokująca i trafiona w przypadku Julci, zauważalne są już zmiany w pracy mięśni brzucha, pleców, Jula lepiej zaczęła pracować językiem, dlatego szkoda mi przerywać, ale boję się że odreagowuje to napadami, myślę, że dobrze byłoby zrobić przerwę i zobaczyć czy będzie lepiej, a ponieważ nie rozmawiałam jeszcze na ten temat z Sebastianem, mam nadzieję, że nie będzie tego czytał zanim coś wspólnie ustalimy… W sumie w takim razie mogłabym teraz po prostu o tym nie pisać ale mam dziś lekkiego doła i oprócz wypłakania się w ramię Damiana muszę się wypisać, tak już mam…

Planowaliśmy pojechać na jezioro w przyszłym tygodniu, co miało tak czy tak oznaczać odpoczynek, ale w sytuacji kiedy Jula ma tak często napady nie mogę ryzykować wybierania się w miejsce gdzie nie ma w razie czego dostępu do pogotowia. Przeczekamy, Jula odpocznie w domu, a najlepiej jej wychodzi odpoczywanie w swoim środowisku, mam nadzieję, że będzie lepiej i odżyje troszkę nasz robaczek 🙂

Wybierzemy się też do neurologa zweryfikować leki, może trzeba coś zmienić. W sumie Jula co roku latem ma nasilenie napadów ale to co w tym roku dzieje się z pogodą to jakaś masakra… trzeba to jakoś opanować i niewykluczone że może zwiększeniem dawek leków przeciwpadaczkowych właśnie…
Póki co dziś Jula miała totalne luzy i byczenie się i myślę, że taka terapia na ten moment przyniesie najlepsze efekty 🙂

No to tyle w kwestii wypisywania się.

To nijakie lato zaczyna mi działać na nerwy, poza oczywistym powodem, jakim jest gorsza forma Julci, zdałam sobie sprawę, że „spokojnie, jeszcze będzie cieplej” zaczyna powoli być bardzo wątpliwym pocieszeniem bo czas leci a chmury się zadomowiły na dobre… Z domu bez parasola nie da się wyjść a ponieważ pchanie wózka przy jednoczesnym trzymaniu parasola jest raczej mało wykonalne, z reguły zdobi on po prostu bok wózka podczas gdy Julcia siedzi sobie spokojnie pod folią przeciwdeszczową a jej jedyne zmartwienie to kiepska widoczność 🙂

z tego miejsca więc wnioskuję o więcej słońca – w sumie „więcej” w przypadku jego braku oznacza – „choć troszkę”!.
letnie sukienki wiszą w szafie i płaczą…

i jeszcze na koniec żeby nie było, że Jula taka całkiem nietomna i bez sił i humoru na zajęciach, mam zdjęcia z ostatnich zajęć a dokładniej z ich końcowego etapu jakim jest zawsze przeuwielbiany przez Julcię masaż rączek 🙂

pozdrawiam i życzę dobrej nocy 🙂

jeszcze o emocjach ale już nie tylko :)

Będą dwie dobre wiadomości:
Pierwsza to oczywiście pierwszy w historii medal siatkarzy na LŚ a druga to że ostatni raz wspominam na blogu o siatkówce… 🙂 (przynajmniej do Mistrzostw a to jeszcze długo 🙂 ) Warto było się podenerwować słabszymi momentami po to żeby ostatecznie cieszyć się ze zwycięstwa z chłopakami 🙂 Cieszyła się też Julcia, która, jak przystało na porządną kibickę, oglądała z Mamą mecze, a bardzo to lubi 🙂 Wczoraj, ponieważ się obudziła pod koniec meczu o złoty medal i nie bardzo chciała zasnąć, załapała się na dekorację medalową, którą obejrzeliśmy sobie w trójkę, bo jak tu po obejrzanych meczach przepuścić takie widowisko 🙂
Jeden z wcześniejszych meczów też obejrzała z nami mimo późnej pory, w końcu ma wakacje 🙂 a na zajęcia spokojnie wstanie (najwcześniej ma na 9).
Taka to nasza mała kibicka rośnie 🙂
No ale dosyć o siatkówce, wracamy do codziennych spraw.
Damian jeszcze nie wyszedł z problemów z kręgosłupem, nadal go boli, okazało się że ma skręcony jeden z kręgów, stąd ucisk i ból, ciekawe że ten sam RTG miał na pogotowiu i tam opis był bez zastrzeżeń, a jak poszedł do neurologa to ten spojrzał na zdjęcie i od razu powiedział co i jak… W każdym razie dzielnie sobie radzi mimo bólu, bo takie czasy że pracy nie można odpuścić… póki co na przepisanych środkach rozluźniających i przeciwbólowych i za dwa dni ma iść do tego samego neurologa, który ma specjalizację z terapii manualnej i spróbuje mu ten krąg nastawić (nie mógł od razu bo mięśnie były zbyt napięte wokół kręgu).
Tymczasem Jula mimo wakacji pracuje codziennie. Właściwie tylko w piątek Jula ma jedne zajęcia, w pozostałe dni co najmniej dwie terapie, a bywa że i trzy. Ale teraz kiedy nie ma przedszkola mamy na nie cały dzień, co znacznie poszerza nasze możliwości czasoprzestrzenne dostosowania się do godzin 🙂
Sebastian wprowadza powoli metodę Vojty. Narazie stopniowo i bez szału – próbuje i obserwuje reakcje i ja też przy okazji przyczajona cichutko za rogiem pokoiku, bo jak Jula mnie przyuważy to zaczynają się marudzenia – sami najlepiej się tam dogadują. Odruch sprawdzania co się dzieje jak Jula płacze w trakcie ćwiczeń oczywiście mam i pewnie jako rodzic będę miała zawsze, ale szczerze powoli zaczynam doceniać sytuację w której z Juli płaczem i protestem musi radzić sobie Sebastian, nie ja i wręcz nie powinnam ingerować, bo krzywda jej się nie dzieje a moja obecność tylko potęguje protest. I jakoś to funkcjonuje, choć Jula bardzo rzadko marudzi Sebastianowi a i on już ją zna na tyle, że wie kiedy trzeba odpuścić i dać jej odetchnąć. Najważniejsza jest równowaga 🙂 Każdy ma swoje racje a Jula to już duża panna więc czasem jej zdanie też musi być brane pod uwagę 🙂
Wracając do samej metody Vojty, to choć niewiele jeszcze Jula jej ma, to podoba mi się to co obserwuję na zajęciach, to jak reagują mięśnie i (dzięki cierpliwości rehabilitanta do moich ciągłych wątpliwości i pytań) wiem co konkretnie u Julci ma to zmienić. A Jula, choć widać że jest to dla niej męczące, jest dzielna i fajnie sobie radzi.
Damian ostatnio pstryknął nawet kilka zdjątek bo dawno nie robił Juli na ćwiczeniach:

W niedzielę odwiedziła nas moja Kasieńka, na stałe mieszkająca z mężem i synkiem w Anglii, która przyleciała z synkiem na tydzień do Polski. Maiki, który jest naszym chrześniakiem, ma trzy latka i jest przesłodki 🙂 Jula początkowo z rezerwą, jak to ona do dzieci, ale w końcu jednak z uśmiechem obserwowała jak biegał w około między zabawkami 🙂
Damian oczywiście z aparatem też trochę pobiegał 🙂

pozdrawiam 🙂

Wielkanocny nastał czas :)

a jak już nastał to chciałam wszystkim życzyć radości z codzienności, satysfakcji ze spełniania marzeń, a w czasie Świąt chwili wytchnienia od codziennej pogoni oraz ciepłych chwil spędzonych w gronie rodzinnym.
O Świętach będzie jeszcze na pewno okazja napisać dlatego skupię się na tym co do tej pory się działo, a że nieco znowu zaniedbałam bloga to troszkę czasu już minęło.
Przez ostatnie dwa tygodnie Jula w przedszkolu była dni… dwa troszkę dlatego że była lekko przeziębiona a wtedy wolimy ją mieć w domku, a troszkę dlatego że miała więcej niż zwykle zajęć rehabilitacyjnych i do do południa o czym więcej napiszę później.
Najistotniejsze że efekt jest taki, że od kilku dni wygląda na bardzo zmęczoną i myślę, że należy jej się trochę odsapnięcia od zajęć ruchowych, tak jak już raz się zdarzyło i jak wtedy się okazało, przerwa bardzo dobrze wpłynęła na Julcię. Myślę, że ok tygodnia, oprócz przerwy świątecznej, wystarczy żeby zregenerowała siły.

Jak narazie rządziłyśmy więc w domu, choć w tym wypadku “w domu” zupełnie nie oznaczało przebywania w nim przez dłuższy czas, bo ciągle trzeba gdzieś być szczególnie że okres przedświąteczny to czas zakupów, tych planowanych i (niestety) tych co niespecjalnie jesteśmy w stanie przewidzieć…no i czas nurkowania w garnkach, ale to już przyjemniejsza część całego zamieszania. No i przy okazji wyszło, że wymyśliłam podobno nową instytucję, a mianowicie – obiad wielkanocny. Nie żebym miała coś przeciwko śniadaniom – wręcz przeciwnie, śniadanie zawsze było i będzie moim ulubionych posiłkiem, ale z racji specyfiki tegorocznych Świąt będę takowy obiad właśnie przygotowywać I w zdaniu tym “będę przygotowywać” jest zdecydowanie kluczowym stwierdzeniem Tak więc na śniadaniu będziemy się gościć a na obiadku będą się gościć u nas To mój debiut w tej dziedzinie więc przejęłam się bądź co bądź, choć w moim wieku raczej nie ma się co chwalić faktem tak nikłego zaangażowania w proces przygotowywania potraw świątecznych… Na swoją obronę powiem tylko że wynika to z faktu iż nasza rodzinka, zarówno od strony mojej, jak i Damiana, jest tak gościnna i tak wypełnia nam czas wszelkich Świąt (kochamy Was za to!), że nawet gdybym chciała, nie mam jak wcisnąć w grafik jedzenia czegokolwiek co miałabym zrobić
No ale nie tym razem Moi rodzice spędzają Święta razem w Anglii, (co nas bardzo cieszy bo należy im się ten czas ) więc udało mi się wygospodarować jedno popołudnie świąteczne kiedy to odwiedzą mnie moi bracia z Dominiką, a kto wie, może w promocji będzie też wspólne śniadanko w lany poniedziałek
Także poczułam smak świątecznego biegania bo wszelkiej maści sklepach i problemów z cyklu “jak to nie będzie już ładnego boczku?!… a z czego ja zrobię roladę?!…” otóż nie zrobię bo w porze przebywania w sklepie ładnego boczku my jeszcze nie nadajemy się na zakupy, bo wtedy kończymy śniadanko i pijemy kawkę… za osobiste osiągnięcie uważam jednak (mimo zupełnie nie zakupowej już pory) dostanie popularnych ostatnio chlebków do żurku, w dość sporej liczbie 12 sztuk, które owym właśnie tytułowym żurkiem wypełnię, (5 z tych 12 ) a mam przy tym takie szczęście, że zrobią go dla nasi przyjaciele więc niewątpliwie będzie najlepszy na świecie
ja za to mam kilka całkiem konkretnych innych planów, którymi nie będę się dzielić na blogu bo to nie kącik kulinarny… a zresztą jak mi coś nie wyjdzie to potem nie będę musiała się tłumaczyć z tego że miało być inaczej
W całym tym czasie zakupowo-bieganinowym Jula była bardzo dzielna, była z nami wszędzie i wszędzie okazywała ogromne pokłady cierpliwości! choć doskonale wiemy, że bieganie po sklepach do jej ulubionych zajęć zdecydowanie nie należy… bieganie po sklepach i słuchanie jednocześnie ulubionych muzyczek – już bardziej
kochany nasz fąfelek!
No ale chciałam wrócić do zajęć jakie Jula miała ostatnio w nieco większym natłoku niż zwykle.
Mamy w końcu zdjęcia z zajęć z pieskiem, choć Gonia, widoczna na zdjęciach to piesek zastępczy na czas kiedy Negra nie może brać udziału w zajęciach bo ma cieczkę.
Tak więc na zdjęcia załapała się przesłodka Gonia 🙂

dogoterapia, kynoterapia, julka i my, elbląg dogoterapia, kynoterapia, julka i my, elbląg dogoterapia, kynoterapia, julka i my, elbląg

jak już robic zdjęcia to robić 🙂 dlatego i w czasie ćwiczeń z Sebastianem Damian szalał z aparatem 🙂
a Julcia dzielnie ćwiczyła:

nie zabrakło nam też czasu na tradycyjne malowanki 🙂 z Kredzią i „Malowankami” zresztą 🙂

odwiedzili nas też wujki z Dominiką, co dla Julci zawsze jest pretekstem do ubawu po pachy 🙂 niespodziewanie w moim braciszku ujawnił się talent budowniczy 🙂

klocki, budowla,

i jeszcze trzy uśmiechnięte babki 🙂

Poza stałymi już codziennymi punktami dnia przez trzy dni w ostatnim tygodniu służyła, obok kilku innych chorych dzieciaczków, jako “modelka” w szkoleniu rehabilitantów z używania kombinezonów Dunag 02. Jula w takim szkoleniu uczestniczyła w trakcie ostatniego turnusu w Michałkowie, gdzie ćwiczy w tych właśnie kombinezonach. Tym razem szkolenie było u mojej koleżanki Oli, która otworzyła w Elblągu ośrodek rehabilitacji pod nazwą “Arka”. W nim też będzie można w takich kombinezonach poćwiczyć. Zdjęcia wrzucę po Świętach.

Jeszcze raz wszystkiego dobrego z okazji jakże radosnych Świąt 🙂

pozdrawiam serdecznie