i z takiego właśnie założenia wyszłam siadając do komputera, bo coś ostatnio zaniedbuję bloga… i to chyba nawet nie dlatego, że nic się nie dzieje, bo jak się chce to zawsze jest o czym pisać, ale chyba jakoś niespecjalnie mam ostatnio wenę, a już taka jestem, że żeby coś wyskrobać to wenę muszę mieć 🙂 W związku więc z faktem, że nie mam weny, postanowiłam na tym aspekcie się skupić i (o ironio! 🙂 o tym napisać 🙂 coś jak „Teksański” Hey (choć nie zamierzam nikomu kazać samemu wymyślać co mam tu napisać 🙂 )
no więc do rzeczy! , choć w tym wypadku może bardziej powinnam napisać „od rzeczy” 🙂
więc jak już pisałam nie jest tak że nic się nie dzieje, bo nigdy tak nie jest 🙂 (to dopiero było głębokie… 🙂 )
Jula na ten przykład – jako koneserka muzyki zawsze zasypiała przy swoich ulubionych kołysaneczkach, „Just when I needed you most” Katie Melua, „Have you ever loved a woman” B. Adamsa, „Jesus to a child” Georga Michaela, a żeby nie zarzucić nam braku patriotyzmu – ostatnio nawet „Rozmowa przez ocean” Maryli Rodowicz, jedna z moich zresztą ulubionych piosenek (i zrobiła nam się tutaj „Jaka to melodia” niepostrzeżenie 🙂 ). A piszę o tym dlatego, że od kilku dni, mimo niekwestionowanych talentów przedstawionych powyżej artystów, nasza córcia okazało się woli jak śpiewam… ja 🙂 no i jadę tę „Rozmowę przez ocean”, przeplataną „Ach spij kochanie” i „Na Wojtusia z popielnika” (na Katie Melua się nie porywam bo choć z angielskim u mnie nie najgorzej to jednak tonacja zdecydowanie nie ta a jednak cel jest taki żeby dziecko zasnęło…). I tak też się nieco dowartościowałam, bo jako młoda niegdyś świeżo upieczona Mama miałam ambicje śpiewać Julci do snu ale moje próby kończyły się płaczem córci (naprawdę nie wiem czemu… ale na wszelki wypadek do „X Factor” się nie zgłosiłam… 🙂 ). Próbowałam nawet czytania bajek, ale Jula tak to uwielbia, że zamiast zasypiania (w filmach dzieci tak ładnie zasypiają jak kończy się czytac bajeczkę…) to ubaw miała po pachy a to zdecydowanie nie jest wskazane przed spaniem 🙂
W każdym razie teraz dzielnie grzeję gardło i śpiewam Juleczce do poduszki i póki co jest to bardzo skuteczny usypiacz 🙂
Tak dla wyjaśnienia kwestii poznawczo-behawioralnej tego w jaki sposób zorientowałam się że nagle Bryan Adams przegrał rywalizację ze mną i to w przedbiegach (!) otóż w taki oto, że Jula od jakiegoś czasu jak tylko włączałam jej pioseneczki do snu, zaczynała płakać i z braku już pomysłu pt. co jej jest, wyłączyłam i zaczęłam śpiewać, co niespodziewanie poskutkowało spokojem i ciszą 🙂 Ciekawe czy można podciągnąć to pod elementy komunikacji alternatywnej 🙂
Pozostając w temacie komunikacji, mamy w końcu zdjęcia z zajęć z Panią Agnieszką, Julci logopedką z gabinetu „Gaduła” Damian ograniczył swoją obecność na zajęciach do minimum, bo wiadomo, że w czasie takich terapii Jula musi być skupiona i to zdecydowanie nie na tacie robiącym zdjęcia 🙂 ale mamy kilka więc niniejszym szybciutko je zamieszczam 🙂
tak oto właśnie wyglądają Julci zajęcia z panią Agnieszką, oczywiście tylko ich kilka pierwszych chwil i w znacznym skrócie, ale zawsze już jakiś pogląd jest 🙂 Dziewczyny bardzo się lubią, Jula uwielbia przychodzić na zajęcia, także jak tylko mamy możliwość być częściej niż grafikowe dwa razy w tygodniu, to korzystamy.
poza tym pogoda się nieco psuje a było już tak ładnie, zimowe kurtki w każdym razie schowałam i mam szczerą nadzieję ich już nie wyciągać…
na szczęście weekend był całkiem do przyjęcia co wykorzystaliśmy wypuszczając się za miasto i nieco zmieniając otoczenie, to zawsze odpręża 🙂 to w niedzielę, a w sobotę na pizzę zaprosił nas mój szwagier a brat Damiana i muszę przyznać niestety, że robi najlepszą pizzę jaką jadłam 🙂 wliczając w to też te które sama robiłam… 🙂 no ale cóż, nie można umieć wszystkiego 🙂 Piotruś w każdym razie robi świetną pizzę, a konkretnie trzy i to każdą inną! w sobotę więc popołudnie, a właściwie prawie już wieczór, spędziliśmy rodzinnie 🙂
no i wychodzi na to, że bez tzw weny też można coś napisać 🙂 ważne żeby mieć o czym a z tym raczej nie mam problemu 🙂
pozdrawiam serdecznie