tak właśnie – po meczu, zainteresowani wiedzą, że przegranym zresztą 1:3, ale Ci sami wiedzą też na pewno, że z Brazylią przegrać to nie wstyd 🙂 szczególnie, że już raz, i to kilka dni temu, udało się wygrać (choć podobno sformułowanie „udało się” nie odzwierciedla faktycznej zasługi, więc lepiej powiedzieć – wygraliśmy 🙂 )
ale do rzeczy i to od początku:
dojechaliśmy na miejsce, po czym sporo czasu zajęło nam szukanie miejsca do parkowania bo ludzi mnóstwo, ale w końcu się udało.
Dookoła stragany z przeróżnymi biało-czerwonymi gadżetami, skuszeni więc ofertą, jak na prawdziwych kibiców przystało namalowałyśmy sobie na policzkach z Julcią polskie flagi (tzn namalowała je Pani się tym zajmująca 🙂 )
i ruszyłyśmy na przód 🙂
już z daleka słychać było okrzyki i charakterystyczne dźwięki, co dowodziło, że pierwszy mecz Czechy-Bułgaria już trwa. My z racji nie przeginania z hałasem przy Julci, darowaliśmy sobie ten mecz i obejrzeliśmy tylko końcówkę.
w międzyczasie pojawiła się na boisku reprezentacja Polski, witana ogromnym aplauzem. Do meczu było jeszcze pół godzinki i, żeby tak nie siedzieć i nie tracić czasu skorzystałyśmy z Julcią z możliwości sfotorgrafowania się z trenerem Ireneuszem Mazurem i panami Swędrowskim i Drzyzgą, komentatorami, których to głównie po głosie można rozpoznać bo komentują spotkania dla TV
Na boisku pojawił się też w międzyczasie Mariusz Wlazły, ale w „cywilnym” stroju, co sugerowało, że nie zagra, był zresztą wyraźnie czymś zmartwiony, choć uprzejmie pozował do zdjęć z kibicami. Jak się później dowiedziałam jego 1,5 roczny synuś miał mały wypadek w domu, w którym rozbił sobie główkę… Nie wiem co się teraz z nim dzieje ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Trzymamy kciuki za małego Arka.
mecz się rozpoczął śpiewaniem hymnu co Julci średnio przypadło do gustu, ale dzielnie wytrzymała jak na prawdziwego kibica przystało 🙂
no i rozpoczął się mecz…
jak się przekonałam, oglądanie meczu na żywo powoduje, że zwraca się uwagę na rzeczy zupełnie w domu przed telewizorem niezauważalne. Np. na zawodników w kwadracie rezerwowych (siłą rzeczy musieliśmy na nich zwracać uwagę bo stali tuż przed nami i niestety zasłaniali momentami to co dzieje się na boisku…). Stoją sobie, śmieją się i obserwują mecz, wymieniają się uwagami (pewnie wszystko widzą 🙂 ) żywo komentując to co się dzieje w grze, szczególnie kwestie sporne, które po powtórkach na telebimie okazują się błędami sędziego… i muszę przyznać że nie zdawałam sobie sprawy jak ciekawy ów kwadrat może być 🙂 A chłopaki nie próżnują tam wcale, gotowi w każdej chwili wyjść na boisko rozciągają się, ćwiczą i masują, co szczególnie doceniła to Julcia, która z zaciekawieniem patrzyła na rozciągających się to w pionie to w poziomie to naszych chłopaków, to Brazylijczyków, w zależności od tego kto grał przy nas seta 🙂
No ale przecież nie pojechaliśmy na mecz żeby oglądać chłopaków w kwadracie rezerwowych… choć to naprawdę nadspodziewanie ciekawe 🙂
Mecz więc…
Podziwiałam chłopaków za granie w takiej gorącej hali, nam było duszno, ale my siedzieliśmy sobie tylko, oni musieli się tam nieźle nauwijać, schodzący z boiska zawodnicy byli mokrzy po prostu, o zmęczeniu nie wspomnę.
Także teraz kilka zdjęć samej gry
Okazało się, że emocje jakie mi towarzyszyły i myślę Damianowi też, nie zawsze były adekwatne do tego co dzieje się na boisku… a to ze względu na Julcię, która jednak mocno odczuwała spore natężenie hałasu. Tak więc kiedy nasi zdobywali punkt, cieszyłam się ale od razu patrzyłam na Julcię i bałam się czy nagły wybuch entuzjazmu tłumu nie spowoduje że będzie płakała… Generalnie nie było z tym źle, Julcia początkowo strachliwie reagowała, z czasem przyzwyczaiła się do hałasu, ale obawa była cały czas. W sumie to przecież zabierając Julcię na mecz wiedzieliśmy, że tak właśnie będzie, a i tak myślę, że była dzielna (pewnie to zasługa kwadratu rezerwowych przed nami 🙂 )
Damian robił zdjęcia zaczajony w rogu i w sumie większość meczu przestaliśmy bo raz – emocje, dwa – lepiej było widać 🙂
Na szczęście byliśmy w miejscu z którego mogliśmy swobodnie się poruszać dookoła, nie byliśmy przywiązani do krzesełek.
i tak też dotrwaliśmy do końca, niestety nie mogliśmy zostać na ceremonii wręczania nagród bo zrobiło się już bardzo późno a przed nami była jeszcze długa droga.
Po meczu pojechaliśmy prosto na turnus, na którym jestem teraz z Julcią, Damian wrócił do domu bo praca wzywa 🙂
Brak Damiana z pewnością wpłynie na jakość i ilość zdjęć z terapii, ale zrobię co w mojej mocy 🙂 chyba że Damian przyjedzie kilka dni przed końcem i uratuje sytuację, zobaczymy 🙂
o turnusie następnym razem, teraz jeszcze niewiele możemy powiedzieć, bo to nowe miejsce i dopiero drugi dzień, ale wrażenia początkowe jak najbardziej pozytywne.
Tak czy tak emocje były ogromne, wrażenie zobaczenia meczu na żywo jeszcze większe, jeżeli znowu wybierzemy się na mecz to raczej bez Julci, dla niej tą wątpliwa atrakcja a i my będziemy spokojniej oglądać bez nieodpartej potrzeby krzyknięcia „ciiiiszej” przy każdym głośniejszym dźwięku… (nota bene w kinie też tak mamy, mimo, że nie ma tam Julci 🙂 )