I tak oto powoli dobijamy do końca turnusiku. Ja nieco większa niż przed wyjazdem (szwedzki stół w połączeniu z brakiem silnej woli zawsze robi tu swoje), Julcia mocno zmęczona ale też mam nadzieję, że nieco większa bo jadła zaskakująco ładnie i wszystko 🙂 Ćwiczyła też dzielnie, bez większych oporów, wręcz z uśmiechem na ustach na niektórch zajęciach, aż się serce raduje 🙂 Troszkę niestety nasiliła się nam padaczka, jest więcej mniejszych napadów w ciągu dnia, po powrocie zrobimy badanie natężenia leku we krwi i zobaczymy co dalej.
Widzę, że pomysł ze skupieniem się na rączkach był bardzo dobry, bo są luźniejsze i mam nadzieję, że się takie zostaną przez jakiś czas. Poprosiłam o pisemną opinię na temat postępów Julci na rehabilitacji, zobaczymy cóż tam ciekawego napiszą…
Pogoda była w kratkę, teraz jest ciepluteńko, ale były też bardzo zimne dni, słońca brakowało wtedy, kiedy było najbardziej potrzebne, np. kiedy w niedzielę (6 września) wybrałyśmy się z koleżanką i naszymi dziewczynkami (dwoma Julciami zresztą) na rekonstrukcję „Szarży pod Krojantami” czyli bitwy która miała miejsce na początku II Wojny Światowej. Widowisko zapowiadało się przepięknie, były pokazy żołnierzy na koniach od czasów Mieszka I aż po II Wojnę Światową, pomiędzy ludźmi jeździli na motorach aktorzy ubrani w niemiecki mundury oraz ranni żołnierze z sanitariuszkami, klimat nie do opisania, Niestety deszcz padał i padał, nasze dziewczynki nieco marzły i bałyśmy się, że się poprzeziębiają w tych wózeczkach nawet pod folią przeciwdeszczową. Także do samej szarży nie wytrzymałyśmy, ale i tak był to bardzo ciekawy sposób spędzenia, dłużącej się zwykle w ośrodku, niedzieli. Julcie niewiele skorzystały z widowiska, ale i tak były dzielne 🙂 No i żołnierski żurek zaliczony 🙂