tak jest, nic takiego ważnego się generalnie nie dzieje, ale już tak mam, że muszę coś sobie popisać 🙂 i postaram się żeby przy okazji miało to jeszcze jakiś sens (choć może być ciężko… )
Rehabilitacja trwa, powoli przygotowujemy się (narazie głównie mentalnie… 🙂 ) do turnusu i do meczu (choć pewnie będąc szczera sama ze sobą powinnam powiedzieć – do meczu i do turnusu… 🙂 )
cieszę się tym meczem jak dziecko, ale to myślę cenna umiejętność, bo jeżeli pojawia się w życiu rzecz z której możemy się cieszyć jak dziecko to trzeba tak właśnie robić 🙂 Damian mnie rozumie i dzielnie znosi wchodzenie w wirtualną wycieczkę po hali w Bydgoszczy i sprawdzanie gdzie będziemy siedzieć i jak będzie stamtąd widać… kupowanie strojów w barwach biało czerwonych… i tłumaczenie Julci że będzie hałas, ale nie ma się co przejmować i że my też nieco tego hałasu porobimy 🙂
trudno więc się dziwić, że owe przygotowania nieco przyćmiły sam turnus, który, jako piąty już w tym roku, nie wzbudza aż tyle emocji, (mimo, że w nowym miejscu i z zajęciami w basenie wiążemy tam spore nadzieje 🙂 )
Tymczasem kupiliśmy Julci nowy fotelik, a dokładnie tzw fasolkę, worek do siedzenia i to spory dosyć, największy jaki był, bo założenie jest takie, że Julcia się w nim musi cała zmieścić. Worek można uformować w dowolny sposób i ma to być dodatkowa opcja pomiędzy leżeniem na podłodze, które Jula ostatnio niezbyt dobrze znosi, a siedzeniem w kaczuszce. Dziś pufa przyszła i Julcia miała pierwszą przymiarkę i jest dobrze 🙂 szczegóły się dopracuje, pstryknęłam nawet zdjęcie:
a jak już zdjęcia to jeszcze z hydroterapii 🙂
to tyle w temacie „nic takiego” 🙂