Niby nic…


Niby nic…Uśmiech… Czasem słowo… Mały gest… Z pozoru niewiele znaczący…
A jednak.
Jesteśmy w Hiszpanii trzeci raz i za każdym razem zwuczajna ludzka życzliwość nas rozczula.
To kraj w którym i tak niewiele trzeba, żeby było pięknie i miło. Jest marzec a tu pełnia słońca i lato, samo to nastraja pozytywnie, niezależnie od bagażu, jaki się że sobą przywiozło. Piszę ten post opalając się na tarasie na 20 piętrze, z widokiem na morze i góry. Nie chcę się ot tak pochwalić, ale oddać nastrój. Obok piękna plaża, mnóstwo kawiarenek i restauracji… Raj…
A mnie pośrodku tego wszystkiego zachwyciła pani kasjerka z hipermarketu, w którym robiliśmy zakupy.
Dlaczego?
Kiedy poszliśmy tam pierwszy raz wyszła z za kasy tylko po to, żeby nachylić się nad Julcią i powiedzieć do niej coś, czego nie zrozumiałam do końca, (muszę w końcu nauczyć się hiszpańskiego), ale sądząc po uśmiechu i kilku słowach, które rozpoznałam, było to na pewno coś bardzo miłego.
Zrobiło się nam bardzo miło, Julcia uśmiechnięta od ucha do ucha, (bo wie przecież kiedy ją chwalą). A jeszcze nawet dobrze do sklepu nie weszliśmy 🙂

Przy kolejnych zakupach pani znowu wyszła z za kasy (co, jak wiemy w hipermarkecie nie jest takie proste i szybkie), wzięła z półki lizaczka i podała Julce (wcześniej pytając nas wzrokiem czy może).
Tak się u nas po prostu nie zdarza. Jest to na tyle niezwyczajne, że aż krępujace, bo zaraz nam się wydaje że pani na pewno coś od nas chce.
Nic nie chciała, poczuła po prostu taką potrzebę. I tyle.
Tutaj nawet jak zapomnisz zważyć cebulę i pani musi iść do wagi, robi to z uśmiechem prawie przepraszac że trzeba poczekać…
Obłęd.
Zastanawiałam się ostatnio dlaczego tak lubię tu wracać – właśnie dlatego.
Tutaj ludzie są po prostu ludźmi.
W każdym razie tą ich lepszą stroną.
Tak po prostu…

Już nie tak za życiem… czyli jak teraz zamiast 162 zapłacimy 288 zł.

Nie tak dawno pisałam o ustawie za życiem, ciesząc się, że choć trochę odciążyła nasz codzienny budżet. Było lepiej – zniesiono limity na pieluchomajtki, przy zachowaniu dotychczasowych dofinansowań na poziomie 70% ceny pieluch. I super. Nagle w międzyczasie zrobiło się wokół tego zamieszanie i coś mi się o uszy obiło, że od marca br.są wprowadzone jakieś zmiany do ustawy o przecież tak szumnie i dumnie brzmiącej nazwie „Za życiem”. Po dofinansowanie na pieluchy nie zgłaszałam się w międzyczasie więc nie miałam okazji zgłębić tematu.
Do dziś.
Koleżanka po takie zlecenie poszła i okazało się, że musi zapłacić o wiele więcej niż zwykle. Pierwsza myśl – ale jako to? Niemożliwe, przecież było tak samo. Może coś źle policzyli… Trzeba sprawdzić.
Sprawdziłam więc – w sklepie, w którym zaopatrujemy się w pieluchy (Medart przy ul. Morszyńskiej w Elblągu) zawsze są na bieżąco więc zadzwoniłam i miła pani wytłumaczyła mi wszystko.
I powiem Wam (a konkretnie napiszę) mówiąc delikatnie – nie jest dobrze…
Nie zagłębiając się w tajniki przepisów i nie cytując paragrafów zmian, jakie zostały wprowadzone (boczkiem, po cichu – ustawa jest, dobrze się nazywa, teraz można ją sobie pozmieniać…), najlepiej zobrazują to liczby.
I tak oto, przy 360 pieluchach, jakie brałam ostatnim razem (w październiku), płacąc 162 zł. teraz zapłacę 288 zł!
I co ciekawsze, cena pieluch się nie zmieniła, dofinansowanie jest na poziomie 70% jak było, skąd więc tak duża różnica? Ano stąd, że cena wyjściowa, od której ustalony jest % dofinansowania jest niższa niż cena pieluch. I to sporo. Bo najwyraźniej wszystko drożeje a pieluchy magicznie staniały. Dlatego poprzednia refundacja wynosiła 378 zł a obecne 252 zł.
Przy nadal 70% dofinansowaniu płacimy za to samo prawie dwa razy więcej, co w rezultacie bardzo zbliża cenę zakupu pieluch do cen sklepowych w promocjach. Bo najwyraźniej firmy prywatne za życiem są i rozumieją potrzebę łatania budżetu domowego dużo lepiej…
Ech…

Gdański Bowke

Gdański Bowke Ten tekst będzie zdecydowanie zawierał lokowanie produktu 😉 bo jeżeli jest za co, to będę chwalić i już 🙂 Gdański Bowke to uroczy lokal, a konkretnie „karczma piwna”, jak brzmi napis przy wejściu, który mieliśmy przyjemność odwiedzić podczas majówkowego spaceru po gdańskiej Starówce. Trafiliśmy tam przypadkiem, kierowani trochę intuicją trochę a burczącym coraz głośniej brzuchem, przypominającym, że nieubłagalnie zbliża się pora obiadu. Kilka schodków w dół i brak zjazdu zwykle dyskwalifikuje dla nas lokal jak jesteśmy z Julą, tym razem jednak postanowiliśmy dać mu szansę, gdyż zapraszał przytulnym i bardzo klimatycznym wnętrzem.
I to była bardzo dobra decyzja. Nie będę już zagłębiać się w opis samego jedzenia, powiem tylko że jest po prostu pyszne i do tego pięknie podane (ceramiczne naczynia na deskach i zupka w cudnym małym rondelku). Do tego, jak na karczmę piwną przystało, piwo (też te bezalkoholowe dla kierowcy 😉 ) podano w porządnych kuflach, które zdecydowanie uprzyjemniają jego degustację 🙂
Gdański Bowke
Ale nie tylko jedzenie nas zaskoczyło ale również przesympatyczna i bardzo kompetentna obsługa. Nasza córcia to mały żarłoczek i do tego smakosz pierwszej klasy 🙂 Uwielbia jeść – żurek i placki ziemniaczane zjadła z ogromną przyjemnością 🙂 Ale to trwa. Julcia nie siądzie sobie sama i nie będzie jeść mniej lub bardziej sprawnie. Trzeba naszą córcię nakarmić a to nie 10, nawet nie 15 minut, to minimum pół godzinki jeżeli je ładnie i jej smakuje. I mogą się wtedy zdarzyć dwie rzeczy – najpierw ją spokojnie nakarmimy, a dopiero potem podane zostanie jedzenie dla nas i wtedy możemy się nim delektować z, najedzoną już i szczęśliwą Julcią, siedzącą sobie w wózeczku obok, i to jest scenariusz idealny. Częściej niestety zdarza się, że jedzenie jest podane jednocześnie więc karmimy i sami jemy w jednym czasie, co zdecydowanie psuje całą zabawę wspólnego wyjścia i zwykle wprowadza lekką nerwowość i u nas i u Julci. Często nawet jak sami poprosimy, żeby najpierw podać jedzenie Julci to i tak nie czekają, aż ją nakarmimy, nie do końca chyba rozumiejąc skąd nasza prośba.
Dlatego kiedy kelner w Gdańskim Bowke, przyjmując zamówienie, sam zaproponował, że najpierw przyniesie jedzenie dla Julci, a potem poczekał aż powiemy, że już może podać nasze – byłam kupiona! 🙂 i będę wszem i wobec chwalić ten lokal bo to oznacza, że pracują tam ludzie empatyczni, kompetentni i myślący.
Polecam więc Wam kochani i bez mrugnięcia okiem jestem skłonna wózek z Julcią po tych trzech schodkach do Gdańskiego Bowke znieść 😉

Sezon rowerowy w pełni!

Benecykl, wózek rowerowy, przyczepka rowerowa

Nie mogliśmy się już doczekać momentu, w którym w trójkę ruszymy na wycieczkę rowerową! Przyczepka, którą dostaliśmy w październiku zeszłego roku (nota bene informacja o tym to jeden z ostatnich wpisów – obiecuję poprawę!) stała i kusiła całą jesień i zimę, aż w końcu przyszła wiosna! 🙂 Otworzyliśmy nasz prywatny sezon rowerowy lekko niepewnie i ostrożnie – to dla nas zupełnie nowa sytuacja, móc wybrać się razem gdzieś rowerami, tak po prostu. Na początek spokojnie więc – rundka po parku obok nas. Ja, należąc do gatunku „mama panikara” („tata rozsądek” jest bardzo pomocny 😉 ) obserwowałam na początku przyczepkę non stop, jadąc obok z wizją jej niechybnego urwania się (razem z kołem od roweru oczywiście) i potoczenia w sobie tylko znanym kierunku, gotowa rzucić się w pogoń w każdym momencie.
Nic się takiego nie wydarzyło (o dziwo 😉 ) było przyjemnie i w ten weekend wybraliśmy się już odważnie w miasto – przejechaliśmy prawie całe, testując od razu skuteczność ścieżek rowerowych – nie jest źle, powiedziałabym nawet że bardzo dobrze. Julka, jak tylko przyczepka ruszy, zaczyna się śmiać, a kończy gdy staniemy. Mieliśmy nadzieję, że będzie to dla niej przyjemne doświadczenie, ale że taka frajda, nie spodziewaliśmy się w ogóle 🙂 Jula chyba też nie 😉

Poza tym miasto jest piękne o tej porze roku – zieleń soczysta, dookoła drzewa i krzewy kwitną zachwycająco! Jazda rowerem przez miasto (kiedy już nie wpatruję się w mocowanie przyczepki do roweru 😉 ) daje możliwość przyjrzenia się wszystkiemu dokładnie. Jest to szczególnie cenne, że na co dzień raczej obserwuję miasto zza kierownicy samochodu.
Jeszcze raz dziękuję Wam kochani – wszystkim razem i każdemu z osobna za ten cudowny prezent, to dzięki Wam możemy spędzać tak cudownie czas! 🙂

Relację z podróży do Hiszpanii i tego jak radziliśmy sobie tak z Julcią zamieszczę niedługo – obiecuję 🙂

pozdrawiam serdecznie