tyle razy wybierałam nr do kliniki w Warszawie zanim udało mi się zarejestrować dziś rano Julcię do ortopedy (prywatnie oczywiście). Cały proceder trwał ok godziny, podczas której udało mi się dodzwonić razy cztery, z czego trzy pozostały bez odzewu (choć szczęście z faktu usłyszenia wolnego sygnału było za każdym razem równie nieopisane 🙂 ).
Nadmienię że rejestracja jest raz w miesiącu i trwa godzinę, stąd determinacja jest zrozumiała.
W sumie, jak zauważyła moja Mama, wynik jest taki imponujący tylko dlatego że owe „wybieranie nr” polega obecnie na uderzaniu w ekran i odczekiwaniu kilku sekund. Gdybym miała nr wykręcać na tarczy telefonu, pewnie zajęłoby mi to nie godzinę a jakieś cztery…
Także nie narzekam – technologia zdecydowanie nam służy 🙂
Muszę jednak powiedzieć że sygnał zajętości nie będzie jeszcze przez jakiś czas, moim ulubionym (delikatnie mówiąc)… i zdecydowanie lepiej było do mnie przez tę godzinę jego słuchania nie podchodzić bez uzasadnionej konieczności…
Plan minimum został wykonany. Teraz czekamy na konsultację.
A teraz zasłużona kawka i pączek, którego mój mąż kupił w ramach zemsty za to że wczoraj przyniosłam ciastka do kawy…
– „mieliśmy przecież nie jeść nic słodkiego do kawy!”…
cóż – jak to mówią – zemsta jest słodka…
i całe szczęście! 🙂