spokojny tydzień?…

myślę że spokojny, bo cóż może dać większy spokój niż niczym nie zakłócony dobry humor Julci 🙂 pod tym względem jest naprawdę super, co prawda tydzień się jeszcze nie skończył ale weekend to już tylko odpoczynek i to mam nadzieję aktywny, bo szykuje się chyba ostatni taki ciepły weekend w tym roku.
Pogoda jest chwiejna ale Jula zdaje się mieć najgorsze już za sobą, ostatnie dwa tygodnie wszyscy terapeuci byli z niej bardzo zadowoleni a w domu mieliśmy mnóstwo radochy bawiąc się i szalejąc razem 🙂 Oby tak dalej.

Ja chyba jednak tak mam, że za dobrze mi być nie może… Nutka niepokoju zdaje się być konieczna do zachowania równowagi w codzienności bo jak mówią: nigdy nie jest tak dobrze żeby nie mogło być lepiej 🙂 Ostatnio przeczytałam zresztą w mądrej książce że rodzice osób niepełnosprawnych żyją w permanentnym stresie… to jak jestem tak permanentnie zestresowana to nie ma szans na chwilę oddechu z cyklu „jest mi naprawdę dobrze”. Bo jak można być szczęśliwym mając dziecko z porażeniem mózgowym, przecież tylko siedzieć i płakać wypada – etatowo od 8 do 20 z przerwą na posiłki…

A tak poważnie (bo mam nadzieję że widać że to był ogromny sarkazm) to wszystko zależy od tego jaki sobie obierzemy cel. Kiedyś koleżanka, też mająca córkę niepełnosprawną, powiedziała mi że jeżeli dziecko jest szczęśliwe a ona ma świadomość że robi dla niego wszystko co można to nie ma powodu się stresować tym czego osiągnąć się nie da, pewnych rzeczy po prostu nie da się przeskoczyć i tyle. I to jest fajna i zdrowa filozofia.
Jula jest szczęśliwa, to widać i tego jesteśmy pewni, tak jak tego że jej życie wypełnia się zrównoważoną dawką koniecznych terapii i równe ważnej zabawy i odpoczynku. Pilnujemy tego my i nasi terapeuci. Dodatkowo szkoła daje Julci z jednej strony doświadczenia uczestnictwa w grupie społecznej , z drugiej poznawania nowych rzeczy zgodnie z przygotowanym dla niej programem. Wydaje się że wszystko jest na swoim miejscu.

Ale żeby się całkiem już nie popłynąć na fali euforii i spokoju niczym znany chyba całej Polsce kibic na tafli Stadionu Narodowego (ale mi się porównanie udało… 🙂 ) to nie tracę czujności i trafiłam ostatnio na bardzo ciekawą pracę doktorską ortopedy z Kliniki Ortopedii w Poznaniu, dr Aleksandra Kocha. Nie żeby moim hobby było czytanie prac doktorskich ale ta konkretna zainteresowała mnie z powodu swojego tematu jakim jest leczenie neurogennego zwichnięcia stawu biodrowego u dzieci z postacią spastyczną mózgowego porażenia dziecięcego czyli nic dodać nic ująć – biodra Julci.

Nie będę tu udawać uczonej bo oczywiście mnóstwa rzeczy nie zrozumiałam, są tam opisy rodzajów zalecanych i prowadzonych operacji, bardzo dużo tabelek i wykresów z wynikami analiz i badań, ale to co było dla mnie najważniejsze wyłuskałam z całości i po przeczytaniu (dwukrotnym) zrobiłam się jednak trochę mądrzejsza w tym temacie, jest tam wiele rzeczy które naprawdę warto wiedzieć. Praca jest o tyle wartościowa dla nas, że poddana bardzo szczegółowej analizie grupa pacjentów jest spora i przy tym jednolita (autor twierdzi że to jedyne takie badania na świecie) tzn są to dzieci z mpdz spastycznym które w związku z problemami z biodrem o różnym nasileniu, poddane zostały leczeniu operacyjnemu.
To co mnie uderzyło najbardziej to sposób w jaki oceniany jest stan biodra przed i po operacji – ile jest różnych skal i testów w oparciu o które decyduje się czy biodro trzeba operować i jakie mogą być tego skutki dla pacjenta. Ocena samej spastyki jest kilkuwymiarowa, jest kilka skal a my otarliśmy się zaledwie o Ashworta a i tutaj Julia została oceniona przez panią doktor rehabilitacji w sposób dla mnie conajmniej niepoważny (skala ma stopnie 0, 1, 1+, 2, 3 i 4, przy czym 4 to już są kończyny usztywnione w zgięciu lub wyproście a Jula mając pełen bierny zakres ruchów w kończynach i ostatnimi czasy luźniejsze rączki i nóżki niż kiedykolwiek, ma w zaświadczeniu wpisane uwaga… 5! ) nazwiska pani doktor przez przyzwoitość podawać nie będę… ale faktem jest że wstyd było mi takie zaświadczenie wysłać do fundacji jak starałam się o dofinansowanie do rehabilitacji bo oznaczało że Juli rehabilitacja nie tylko nic nie daje ale wręcz pogarsza jej stan…
No ale wracając do bioderka i pracy o nim, nasza sytuacja w tej chwili jest taka – Jula ma biodro lewe zwichnięte i mamy opinię dwóch lekarzy, z czego jeden twierdził że nie ma potrzeby operować bo w przypadku Juli trzeba patrzeć cóż z tego dobrego dla pacjenta wyniknie i byłaby to bolesna kosmetyka, a dodatkowo może się okazać że w okresie szybkiego wzrostu kości biodro może ponownie się zwichnąć…
Druga pani ortopeda twierdziła że trzeba robić operację natychmiast bo wypracowany do tej pory postęp w rehabilitacji pójdzie w tzw. jeżeli będziemy zwlekać. Na to wszystko nałożyła się opinia terapeutów vojty z Wrocławia którzy powiedzieli że Jula bardzo dobrze sobie radzi w terapii, biodro w niczym nie przeszkadza, nie boli a jego zoperowanie i unieruchomienie na tak długi czas przyniesie tylko regres. I bądź tu mądry człowieku.
Instynktownie cenniejsza jest dla mnie opinia ludzi znających szczegółowo motorykę spastycznego dziecka i jego możliwości funkcjonalne i postanowiliśmy poczekać co się będzie działo i dać szansę rehabilitacji, jak narazie nie ma powodu do tego aby żałować tej decyzji. Podczas ćwiczeń wszystko idzie naprawdę dobrze.

Poczytałam sobie jednak tę pracę i pomyślałam że byłoby dobrze gdyby ktoś ocenił biodro w oparciu o te wszystkie mądre skale o pisze dr Koch łącznie z tą opracowaną przez siebie i dlatego zapisaliśmy się na wizytę do autora pracy. Nie zaszkodzi nam jeszcze jedna opinia ortopedy tym razem wiem że specjalizującego się w bioderkach dzieci spastycznych a takiej właśnie nam potrzeba. Także jedziemy do Poznania pod koniec października.

tyle w kwestii bioderka 🙂

a na koniec jeszcze roześmiana Jula 🙂

pozdrawiam serdecznie i życzę miłego weekendu

ps. Sylwuś kochanie buziaki ogromne tym razem wirtulane! (Ty wiesz za co…) 🙂

całkiem niezły koniec tygodnia

witam serdecznie 🙂
co prawda nie o faktyczny koniec tygodnia chodzi, bo przed nami jeszcze cudny weekend, ale o tydzień zajęć, który Jula zakończyła w całkiem niezłym stylu 🙂
Pisałam już że nasza córcia jest przez ostatnie kilka dni w dobrej formie, ale myślę że „dobrej ” w tym wypadku to za mało powiedziane, bo można śmiało powiedzieć że w świetnej 🙂 oczywiście pewnie przechwalę, bo zwykle tak bywa jak zbytnio się czymś ucieszę, ale nawet jeśli, to warto o tym napisać, bo Julcia pokazała nam po ostatnich zajęciach że warto ciężko pracować.
Wstęp taki, jakby co najmniej wstała z tego stołu do vojty i poszła sobie po ćwiczeniach na bajeczkę… ale nas cieszą zdecydowanie mniej spektakularne sprawy a w tym wypadku konkretnie podpór jaki Julcia pokazała nam, leżąc na brzuchu 🙂 Podpór to jest ta funkcja którą sprawdzamy często bezpośrednio po zajęciach i z reguły zadowalamy się zdecydowanie mniejszym postępem niż ostatni, tym razem okazało się że mięśnie Julci są bardzo mocne w strefach o jakie walczymy od dłuższego czasu 🙂 Ponieważ ostatnio bywało różnie, mieliśmy trochę przerwy, w końcu wakacje się należą każdemu, potem zmienność formy Julci odbijała się w mniejszym lub większym stopniu na efektywności zajęć nie tylko rehabilitacji ruchowej, ale też u logopedy czy z pieskami. Nie uniemożliwiała terapii, ale mieliśmy wrażenie że można od Julci wymagać więcej. Ania i Agnieszka, Julci terapeutki mówiły, że Jula owszem pracuje ale jakby nieco mniej aktywnie i z mniejszym entuzjazmem niż zwykle. Przy vojcie gdzieś tam cały czas widziałam że Sebastian miał niedosyt z cyklu „nie jest źle, ale szału nie ma…”
I w końcu przyszedł tydzień w którym Julcia zaczęła naprawdę świetnie pracować, była coraz luźniejsza, więcej się uśmiechała nawet w trakcie ćwiczeń, widziałam, Sebastian coraz częściej powtarzał nie tylko „dobrze Jula” ale „świetnie! właśnie o to chodziło!” i w rezultacie szybko przełożyło się to na namacalny efekt, o którym już pisałam, a który Damian oczywiście uwiecznił (czuję się tu w obowiązku zaznaczyć, że większa głowa i szczupła reszta Julci to efekt specjalnego obiektywu użytego do zrobienia zdjęcia, taki styl 🙂 )


Takie momenty są potrzebne, dają siłę i utwierdzają w przekonaniu o tym, że idziemy dobrą drogą 🙂

pozdrawiam 🙂

huśtawka

Wbrew pozorom nie chodzi o nową konstrukcję Damiana, tylko huśtawkę formy Julci, raz wysoko a raz nisko i nie ma na to zasady zupełnie… póki co zwalamy na pogodę bo z tą też jak z huśtawką… Asekuracyjnie po konsultacji z neurologiem zwiększyliśmy Julci dawkę leku przeciwpadaczkowego na noc.

Od poniedziałku Jula wróciła do szkoły po tygodniu wolnego i w pierwszy dzień miała znowu kiepski nastrój, we wtorek było już całkiem obiecująco, wróciła uśmiechnięta i pełna energii. Dziś też było całkiem fajnie 🙂 co dalej- zobaczymy… Na szczęście bieżącą receptą na odzyskanie sił okazuje się być drzemeczka mniejsza lub większa, zwykle po ćwiczeniach, Jula wstaje wtedy uśmiechnięta od ucha do ucha 🙂 Tyle że jak tak sobie pośpi słodko do od 16 do 17 to potem nie chce za szybko wieczorem zasnąć, a jak nie zaśnie wieczorem szybko to potem ciężko wstać rano do szkoły i tak w kółko 🙂 Z tej pętli może nas wyzwolić chyba tylko zmiana czasu na zimowy, która da nam dodatkową godzinę snu przynajmniej do czasu aż się sami przestawimy. I to jest optymistyczna prognoza 🙂

i tym optymistycznym akcentem kończę 🙂 jeszcze może tylko informacja że wczoraj zaczęło się księgowanie 1% w fundacji zdążyć z pomocą i jak co roku zgłosiłam się do pomocy. Program jaki w tym roku udoskonalił administrator fundacji jest dużo wygodniejszy w obsłudze i zdecydowanie łatwiej idzie nam robota 🙂 1% powinien się pojawić na kontach lada dzień.

wracam do pomocy

pozdrawiam 🙂