Jak się ma psa, tak jak my teraz, okazuje się że miejsca w jakie sobie idziemy dzielą się na te do których można wchodzić z psem i na te do których nie można.
Kilka razy co prawda z konieczności zdarzyło mi się naginać owe zasady ale odkąd (po kilku wejściach z Lakutem do lokalnego sklepu spożywczego) na drzwiach pojawiła się kartka (jakkolwiek uprzejma) „prosimy nie wchodzić do sklepu z psami – dziękujemy”, już tak nie robię…
Potrzeba matką wynalazków powiadają, więc niepostrzeżenie wypracowałam więc sobie całkiem nową (aczkolwiek praktyczną) umiejętność „psiego” demograficznego planowania np. codziennych zakupów.
Jestem całkowicie świadoma tego że pytanie nasuwa się równie szybko co oczywiście – dlaczego piesek nie zostaje sam w domku?!…
I tu jest problem… i sprawa z której dumna nie jestem… owa luka wychowawcza, całkowicie przeze mnie zawiniona, wynika z faktu że gdziekolwiek nie idę, zawsze biorę Lakiego…
Bo sobie pobiega…
Bo to i tak czas na spacer…
Bo tak smutno patrzy jak wychodzę…
Bo co tak będzie sam w domu siedział…
Bo jeszcze coś zbroi jak zostanie…
Mamy to szczęście że w sytuacjach kiedy jedziemy tam gdzie Lakiego nie możemy zabrać zawsze możemy liczyć na pomoc przyjaciół i rodziny.
Jola – zakochana z wzajemnością w Lakutku „Babcia” i właścicielka Goni, jego Mamy, nigdy nie odpuści okazji żeby się z nim poprzytulać 🙂
Wikunia, nasza kochana uwielbia Lakutka a ich miłość jest wzajemna więc chętnie z nim zostaje.
Do tego Wiki mieszka nad nami więc Laki jest praktycznie jak u siebie.
Damiana rodzice też go uwielbiają (może jak nie zjada kwiatków w ogrodzie… 😉 ) i chętnie z nim zostają.
Dziękujemy Wam bardzo 🙂
I wszystko w sumie jest w porządku, ale przecież przyjdzie kiedyś taki moment że Laki będzie musiał zostać sam więc czas najwyższy (nawet wyższy niż najwyższy) żeby się do tego przyzwyczajał.
I dlatego dzisiaj postanowiłam wyjść.
Sama.
Do fryzjera (w sobotę jedziemy na wesele więc cel równe uzasadniony co pilny).
Uczciwie muszę powiedzieć że to moje wyjście bardziej przypominało „wymknięcie się” tak żeby Laki nie zauważył… Nie usłyszał nawet przekręcanego w zamku klucza, co wnioskuję po braku szczekania po wyjściu i chwilkę po (czekałam…)
Co działo się dalej nie wiem, ale jak wróciłam (po niecałej godzinie). To co wiem na pewno to to, czas jakiś na pewno zajęło mu rozdrobnienie i przerzucie kawałka papieru który wytaszczył skąd w sumie nie wiem… 🙂
Nie to jest jednak istotne.
Radość z jaką przywitał mnie Lakutek była nie do opisania (ale i tak spróbuję 🙂 ) skakał na mnie i całował po prostu bez końca…
i pomyślałam sobie że warto było wyjść choćby po to żeby tego doświadczyć.
Bo Laki cieszy się jak Jula wraca ze szkoły i jak Damian wraca z pracy, a ja… cóż… zwykle po prostu jestem 🙂
Rzadko skądś wracam, jeżeli już to wieczorem, a wtedy Laki jest zaspany i przede wszystkim ma przy sobie pozostałych domowników.
Myślę że Ci którzy mają psy wiedzą o czym mówię, ale ja, choć Laki jest już z nami czas jakiś, dzisiaj dopiero pierwszy raz miałam okazję doświadczyć tej…
Radości Innej Niż Wszystkie 🙂
Ilonka, do wszystkiego musimy dojrzewać powoli, Twoje Bo… jak najbardziej uzasadnione, to takie usprawiedliwienie dla naszych zachowań. Ale jeśli pójdziesz sama na zakupy, a Lakutek w tym czasie sobie pośpi, po wcześniejszym spacerku, to nawet nie zauważy jak się wymykasz. Za to radość po powrocie bezcenna !!!!! Czasami zrób sobie tą przyjemność bo warto ;)i uwierz on z tego powodu nie będzie mniej szczęśliwy. Zrobiłaś pierwszy krok i się nie cofaj. Fryzjer dla Ciebie, zakupy, a dla Lakutka spacery z nim i dla niego chłopak mądry szybko załapie 😉