Rehabilitacja jest naszą codziennością, ćwiczenia są w nią wpisane jak spanie czy jedzenie – są koniecznością. To ciężka praca a nie zawsze widać efekty, czasem musimy zadowolić się faktem że nie ma regresu. Codziennie widzimy jak Jula przezwycięża swoje ograniczenia i walczy ze złą pracą mięśni, jak wiele wysiłku ją to kosztuje. Niezłomnie i niezmiennie wierzymy jednak w to, że droga jaką obraliśmy jest dla niej najlepsza.
Bywają lepsze i gorsze dni, nie zawsze w trakcie zajęć udaje się nam na osiągnąć to co sobie założyliśmy przed nimi. Jula buntuje się cały czas i pewnie nie do końca ufa nam że jest to dla jej dobra…
A dlaczego o tym piszę?… (to wstęp w tonacji raczej do mnie niepodobnej…:) )
bo nagle przychodzi taki moment kiedy Jula mimo buntu, mimo gorszych dni i może akurat dziś nie do końca satysfakcjonującej nas pracy na ćwiczeniach, po zajęciach rozczochrana jeszcze, siada sobie ze mną i tak ot sobie niby od niechcenia świetnie trzyma główkę, patrząc na lewo i prawo bez wysiłku, plecki ma proste a mięśnie zdają się nie mieć najmniejszego problemu z utrzymaniem pozycji siedzącej 🙂 oczywiście asekuracja jest konieczna ale naprawdę tylko delikatna.
a my tak sobie na nią patrzymy (Tata biegnie oczywiście po aparat) i łezka nam się w oku kręci – podziwiamy z jaką łatwością jej to przychodzi 🙂
i czy nie o to właśnie chodzi? nam, rehabilitantowi… żeby na co dzień było Julci lepiej, łatwiej… 🙂
I myślę że Jula wtedy, może podświadomie, ale docenia i zauważa że w takiej pozycji jest fajnie, wygodnie i (co w tym momencie jest przecież dla niej najważniejsze), bardzo dobrze widać w komputerze jak Kubuś Puchatek zbiera baryłki miodu w grze którą sobie włączyłyśmy 🙂
Takie momenty dają nam siłę na kolejne dni 🙂
Juleczka ślicznie!! aż się wzruszyłam, samych takich sukcesów:-) całujemy!!
Plecki proste jak struna. Pięknie! Brawo Julcia!
Ech, cudne są takie momenty…