troszkę o Vojcie i nie tylko

witam serdecznie
troszkę się ostatnio nie udzielam nowymi wpisami, ale koniec urlopu ma swoje prawa… Mniej czasu na wszystko. Gonitwa zajęciowa się rozpoczęła i Jula próbuje dorównać jej kroku. Jak narazie radzi sobie dobrze, na zajęciach u logopedy Pani Agnieszka jest z niej bardzo zadowolona, gadają sobie całkiem fajnie 🙂 Jula zdecydowanie aktywniej uczestniczy w zajęciach. Z pieskami to głównie zabawa ale też ukryta pod tym praca i panie terapeutki są bardzo zadowolone z Julci aktywności i reakcji.
Na ćwiczeniach jest różnie, Jula musi wpaść w tryb bo wygląda na to, że odzwyczaiła się od wysiłku fizycznego i zaczyna się próba sił i żale… Biorąc pod uwagę fakt, że w jednym z artykułów jaki czytałam o metodzie Vojty, wysiłek dziecka porównywany jest do takiego jaki uzyskuje się przy sportach wyczynowych, nie dziwię się, że Jula jest potem wyczerpana, choć uśmiechnięta 🙂 Zresztą Sebastian nie szczędzi jej pochwał w trakcie zajęć, co świadczy o tym, że nasza córcia pracuje bardzo ładnie a efekty są widoczne w każdej pozycji ułożeniowej.
Naczytałam się i nasłuchałam o efektach jakie przynieść może i przynosi metoda Vojty, o tym jak „przebija” się przez ograniczenia OUN i odwołuje do zapisanych genetycznie w dziecku prawidłowych wzorców odruchowych. To wszystko pięknie i obiecująco brzmi i muszę się w tym w miarę orientować żeby zrozumieć sam mechanizm ale dla nas ważniejsze jest to co zmienia się u Julci i dziś coś takiego zauważyłam 🙂
Jak położyłam Julcię na podłodze i przebierałam, nagle (zapewne w celu lepszego widzenia bajki… ale wiadomo, że motywacja to połowa sukcesu 🙂 ) przekręciła się na chwilkę na bok – zgięła i przerzuciła nogę, pomogła sobie podnosząc głowę lekko do góry i przełożyła na bok rączkę i szczerze powiem, że nie zaobserwowałam wcześniej takiego zachowania, raczej jeżeli nawet próbowała się obrócić na bok to biodra się nie obracały za mocno a już na pewno nie ręce i głowa… Wyglądało to tak jakby zauważyła ” o kurcze mogę do tego wykorzystać głowę i rękę i jest łatwiej” i uczyła się je wykorzystywać w nowy sposób. I to właśnie jest dla nas najlepsza definicja metody, jej skuteczności i tego, że terapeuta odwala kawał dobrej roboty.

A to Julcia po ćwiczeniach, siedziała sobie luźniutko zadowolona na kanapie 🙂 Z reguły ciężko wyegzekwować u niej takie podparcie, ale jak widać nie ma rzeczy niemożliwych 🙂

Mam sporo zdjęć do wrzucenia, z ćwiczeń w Arce, z wizyty Igorcia i wreszcie z uroczystości 30 rocznicy ślubu mojego chrzestnego na jakiej byliśmy w niedzielę – było pyszne jedzonko i super zabawa a Julcia się świetnie bawiła, ale jest już późno (23.00) i zostawię sobie tę przyjemność na jutro 🙂

dobranoc

i po urlopie…

Było miło ale się skończyło… 🙂 wróciliśmy z Julą do dawnego grafiku zajęć. Dwa tygodnie przerwy bardzo się przydały, Jula ma więcej energii, siły i uśmiechu na buźce 🙂 Mam nadzieję, że na długo jej tego wszystkiego wystarczy, będziemy pilnie uważać żeby znowu nie przesadzić.

To właściwie tyle z bieżących spraw.

Jeszcze tylko buziaki dla kolegi Julci z przedszkola – Kubusia, który wczoraj miał zabieg fibrotomii i teraz dzielnie znosi ból w naciętych mięśniach. Kubulku jesteśmy z Tobą, trzymacie się mocno i wracajcie szybko do domku. Pozdrawiamy gorąco 🙂
Buziaczki też dla Wiki, która też, dopiero co po takiej operacji, dzielnie się trzyma 🙂

zdjęcia i dalszy ciąg urlopu :)

oto zdjęcia z naszych zabaw ćwiczeniowych 🙂

zabawa zabawą ale nie będziemy już się tak bawić z Julcią bo na urlopie nic co przypominałoby Julci o ćwiczeniach nie może się dziać! – Takie zalecenia odgórne, więc Jula się leni na całego 🙂 A urlop ma przedłużony do środy, także jeszcze mnóstwo lenistwa ją czeka 🙂

I zdecydowanie służy jej ten czas – kwitnie nam córunia i rozradowana jest codziennie coraz bardziej 🙂 Już zapomnieliśmy że była taka przygaszona ale czujni jesteśmy cały czas 🙂

Okres przerwy w zajęciach niespodziewanie i dla mnie okazał się czasem większej swobody. Na co dzień zajęcia Julci są priorytetowe i nasz codzienny rytm życia jest w dużej mierze dostosowany do zajęć Julci. Jestem na urlopie wychowawczym po to, żeby nic nie ograniczało tej swobody w dobieraniu zajęć i bardzo cenię tę możliwość. Tak więc urlop dla Julci okazał się też urlopem dla mnie 🙂

Korzystając z tej swobody jaką nam dano wybraliśmy się dziś do mojej Babci do Kępy, dawno nas tam nie było a teraz mieliśmy na to cały dzień bez wyrzutów sumienia że jakieś zajęcia przepadły (generalnie fakt, że takie wyrzuty sumienia się normalnie pojawiają nie jest pewnie zdrowym objawem…)
Babcia zrobiła przepyszny obiadek i deserek, posiedziałyśmy sobie na kocyku w ogrodzie gdzie nieco przypiekłam się na słońcu, ale biorąc pod uwagę jego zdecydowany niedosyt tego lata – mogę już nie mieć takiej okazji 🙂

Do domu wróciliśmy ze sporym zapasem darów natury w postaci kapust, cukinii, cebuli, czosnku, buraków, fasoli, ogórków i jabłek (pewnie i tak wszystkiego nie wymieniłam… 🙂 ) Wielkie gotowanie czas zacząć! 🙂 ale to jutro… 🙂 choć to „jutro się niebezpiecznie zbliża na zegarku… 🙂

jeszcze zdjątka, mojego tym razem autorstwa bo Damiana z nami nie było, On nie może sobie niestety pozwolić na takie beztroskie lenistwo jak my…praca praca i jeszcze raz praca…

A tu Julcia w pięknych kwiatach 🙂

Z Babcią

powąchać trzeba też koniecznie 🙂

i czytanki na kocyku 🙂

dobranoc 🙂

urlop

Urlop to piękne słowo… szczególnie dla ciężko pracujących a takową niewątpliwie jest nasza córcia malutka 🙂 (bo przecież nie ja… ) Tak więc efektem naszych ostatnich ustaleń z Sebastianem Jula zdecydowanie potrzebuje odpoczynku co najmniej do końca tygodnia i to takiego maksymalnego od wszystkiego co mogłoby ją choć w minimalnym stopniu zmęczyć lub zestresować. Jula najlepiej odpoczywa w domu, gdzie zna wszystkie kąty i ma swoje ulubione zabawy, książeczki i bajki, na tym więc aspekcie odpoczynku się skupimy 🙂 Pogoda do tej pory zresztą zbyt wielkiego wyboru i tak nam nie zostawia, bo albo pada albo padało albo wygląda że zaraz padać zacznie…
A ja uparcie śpiewam Julci codziennie jedną z jej ulubionych piosenek, która zaczyna się słowami „Słoneczko przez okno zagląda do Ciebie, promyczkiem Cię głaszcze po buzi…”. Jak się pogoda nie zmieni to już zupełnie stracę wiarygodność w oczach dziecka…

Julcia dziś jakby już lepiej się czuje, więcej uśmiechu na jej buźce to dla nas najlepszy miernik jej samopoczucia. Nie jest to jednak jeszcze jej optymalna forma a dopiero taka nas usatysfakcjonuje 🙂 Mamy nadzieję, że te dni total relax to jest właśnie to czego potrzebuje.
Wczoraj byliśmy u Damiana rodziców gdzie zawsze sympatycznie i wesoło spędzamy czas, Julcia doprowadziła swoim zaraźliwym śmiechem do łez radości Dziadka, a śmiała się tak z… „Bolka i Lolka”, „Reksia” i „Wyprawy Profesora Gąbki”, które i dla nas, oglądane po latach, okazały się odkrywczo zabawne 🙂
Także Julcia wydaje się powolutku wracać do formy ale na wszelki wypadek jednak zrobimy jej podstawowe badania (morfologię, próbę wątrobową, OB i kwas walproinowy) bo to i tak już na nie czas.

Odbiegając od tematu – zrobiłam ostatnio, popularną ostatnio jak się okazuje (Sylwuś dzięki za przepis 🙂 ) sałatkę z brokułami, fetą, pomidorami, prażonym słonecznikiem i sosem czosnkowym. I pewnie bym o tym nie pisała bo i po co (:)) ale Damian zrobił jej zdjęcie bo okazała się całkiem fotogeniczna 🙂 Tak więc niniejszym je zamieszczam (bo gdybym tego nie zrobiła to trochę bez sensu byłby cały ten akapit… 🙂 )

sałatka z brokułami fetą prażonym słonecznikiem i sosem czosnkowym

jeszcze trochę i będę musiała założyć dołożyć jakąś kulinarną kategorię… 🙂

na koniec jeszcze życzymy zdrówka małemu Filipkowi. Filipku wracaj szybciutko w Mamusią do domku.