Zwolennikiem zaostrzenia ustawy aborcyjnej nie jestem, to ważne aby kobiety w ekstremalnych życiowych sytuacjach miały możliwość usunięcia ciąży. Jestem przecież kobietą. Jestem też jednak matką dziecka z niepełnosprawnością i jako taką, zaczyna mnie irytować dyskutowanie o potrzebie aborcji w kontekście dzieci z mózgowym porażeniem dziecięcym.
Czytam wypowiedzi terapeutów, lekarzy, ludzi mających styczność z dziećmi niepełnosprawnymi, którzy próbują pokazać jak straszny jest los ich, i ich rodzin, zdając się mówić: „zobaczcie co się dzieje jak ciąży nie można usunąć”, zobaczcie – 13-letnie dziecko z porażeniem dopiero uczy się samodzielnie trzymać łyżkę!”…
Tak łatwo podsumowuje się życie dziecka z niepełnosprawnością – beznadziejne po prostu – ku przestrodze!
I tak zastanawiam się czy może coś ze mną coś nie tak, że cieszę się moim dzieckiem, a Julci obecność na tym świecie jest dla mnie nagrodą a nie karą?… Bo we freworze dyskusji dookoła kobiety straszone są możliwością pojawienia się takich sytuacji w ich życiu.
Naprawdę popieram czarny protest i cieszę się że ustawa nie została przyjęta, moim zdaniem jednak te konkretne argumenty były co najmniej nie na miejscu i mocno chybione merytorycznie w samym zamyśle – mózgowe porażenie dziecięce jest wynikiem uszkodzenia okołoporodowego czyli powstałego w trakcie lub krótko po porodzie – z możliwością aborcji nie ma więc nic wspólnego.
To się musiałam wypisać.