Tak tak, o wędkowaniu właśnie 🙂 ta forma rozrywki, przypisywana głównie mężczyznom od zawsze była obecna w naszej rodzinie i nawet był taki czas, że uległam temu wpływowi i, choć na krótko, to dosyć intensywnie 🙂 ale o tym (może…) potem.
Powód dla którego podjęłam temat wędkowania to fakt, że mój kuzyn, Adrian, który na stałe mieszka od jakiegoś czasu w Irlandii napisał ostatnio do miesięcznika „Wędkarz Polski” bardzo obszerny i bardzo ciekawy artykuł o bassach (takie ryby duże całkiem 🙂 ). Pobiegłam więc do empiku i kupiłam owego „Wędkarza”, co zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu 🙂 ale teraz już wiem na której półce szukać w razie gdyby Adrian pisał dalej, na co bardzo liczę 🙂
Artykuł przypomniał mi, że w tzw. dzieciństwie 🙂 wędkowaliśmy razem. Było to o tyle naturalne, że Babcia i Dziadek mieszkają na wsi i mają swój staw oraz niedaleko rzekę, tak więc wędkowanie było stałą rozrywką wakacyjno-weekendową wnuków. Nawet po drodze zdarzyło się nam kilka zawodów, w których dzielnie walczyliśmy o wędkę tudzież siatkę na ryby 🙂 Zawody organizowane były i sponsorowane przez naszego wujka, który również, do dziś z resztą, jest zapalonym wędkarzem.
Kto wygrał nie pamiętam, ale bój był zacięty 🙂
Ja oczywiście szybko wyrosłam z tego sposobu spędzania wolnego czasu, ale nie Adrian. Zanim wyjechał do Irlandii, dużo jeździł ze wspomnianym już wujkiem i kuzynami, w tym moimi braćmi, w różne miejsca w kraju i, nie bacząc na warunki pogodowe łowili tam przeróżne pyszne rybki 🙂
Z czasem łowienie stało się naprawdę Adriana pasją (choć może zawsze było) i chyba nie wiedziałam jak wielką póki nie przeczytałam tego artykułu. Moja natomiast wiedza na temat łowienia ryb, nawet w czasie kiedy aktywnie się tym zajmowałam, ograniczała się do sposobu nałożenia przynęty na haczyk i ewentualnie przyrządzenia tej przynęty, jeżeli nie był to robaczek wygrzebany z ziemi 🙂 No i jeszcze czasem nawet wiedziała co łowię, choć dużej filozofii z tym nie było gdyż asortyment w stawie nie był duży 🙂
Wracając do artykułu, przeczytałam go z ciekawością i dużą przyjemnością 🙂 Czytałam go na głos Julci żeby też się dziewczyna troszkę podszkoliła 🙂 Czy się podszkoliła nie wiem, ale na pewno miała ubaw z Mamy próbującej wiernie odczytać wszystkie skomplikowane nazwy. Przeczytałam i już wiem, cóż to za ryba ten bass i jak się go łowi.
Także Aniu, Adrianku, jak w końcu się do Was wybierzemy szykujcie wędkę dla kuzynki 🙂
pozdrawiam Was serdecznie!
a oto i artykuł i jego autor w akcji:
(pewnie średnio czytelny ale z powodów technicznych nie mogę zamieścić większego…)