Że jestem zakochana w vojcie, nie muszę pewnie pisać bo jak ktoś zagląda czasem na blog – jak jest widzi 🙂 póki co nic się nie zmieniło 🙂
Dzięki temu że dostaję dużo e-maili od rodziców z pytaniem o tą metodę udaje mi się dzielić swoim entuzjazmem i niejednokrotnie skutecznie zarażać 🙂
Z certyfikowanymi terapeutami nie jest łatwo, niejednokrotnie, pomagając owym rodzicom znaleźć jakiegoś na ich terenie, przekonywałam się, że to naprawdę trudna sztuka.
Stąd też bardzo ucieszyła mnie wiadomość że w ośrodku Michałkowo, do którego jeździliśmy z Julcią na turnusy, od października tego roku w ofercie znalazły się ćwiczenia właśnie vojtą 🙂 Cieszę się że Pan Tomek, właściciel ośrodka, w końcu zdobył się na ten krok i mam nadzieję że przyjeżdżający pacjenci docenią możliwość z niej skorzystania. Piszę „w końcu” bo pamiętam że samą metodą zainteresował się jeszcze jak jeździliśmy tam, a było to już jakiś czas temu, bo widział że u Julci się to sprawdza, zresztą ja po kolejnych powrotach z kursu z Wrocławia opowiadałam na turnusie o swoich wrażeniach z obłędem w oczach 🙂
Fajnie bo dwa tygodnie codziennych zajęć to sporo czasu żeby się z metodą zapoznać dla tych którzy dopiero zaczynają. A Ci którzy ćwiczą vojtą na co dzień mają szansę na to by nie przerywać terapii przy wyjeździe na turnus.
Wiem że są chętni i mam nadzieję że pomysł się przyjmie.
Metoda Vojty (w sumie potocznie zwana vojtą bo tak oficjalnie jest to metoda odruchowej lokomocji wg Vaclawa Vojty) zauważyłam że przeżywa obecnie w Polsce swego rodzaju rozkwit – coraz więcej się o niej mówi i coraz częściej okazuje się skuteczna. Przy okazji upadło mnóstwo mitów krążących wokół niej, mitów które nie działały na jej korzyść bo były bardzo krzywdzące.
Bo dziś już wiadomo że można tę metodę stosować w każdym wieku a nie tylko u dzieci do 6 miesiąca „bo później nie ma sensu i tak się nic nie zdziała” (tak właśnie ja usłyszałam jak interesowaliśmy się tą metodą jak Jula była malutka). Dziś vojtę można stosować i stosuje się z powodzeniem też u osób dorosłych, w tym starszych, którzy mają problemy z mięśniami. Jak zaczęłam pisać na blogu o vojcie, rodzice często pisali do mnie zdziwieni – jak to? dziecko 6-letnie i zaczyna ćwiczyć vojtą? a nam rehabilitant/ka powiedział/ła że moje dziecko za duże (5 lat) – rada – zmienić rehabilitanta i szukać takiego który się zna albo przynajmniej skieruje do kogoś kto się zna jeżeli sam nie czuje się na siłach, a nie od razu wysyła do domu…
Po drugie padaczka – teraz wiadomo, że nie jest przeciwwskazaniem do stosowania tej metody choć gdzieniegdzie można jeszcze natknąć się na informację że jest… Ja ze swoich doświadczeń mogę tylko powiedzieć że u Julki, mimo iż nie była ćwiczona vojtą, i tak w wieku 4 lat, po wystąpieniu pierwszego czynnego napadu, zdiagnozowano padaczkę którą ma do dziś i ani wcześniej ani później nie zauważyłam żeby rodzaj stosowanej metody rehabilitacyjnej wpływał na częstość występowania ataków. A też usłyszałam w rzeczonym czasie Julci niemowlęctwa, że jak będę ćwiczyć vojtą to mogę wywołać napady padaczkowe… a to robi wrażenie na młodych rodzicach którzy i tak mają i bez dziecko obarczone mnóstwem problemów neurologicznych.
Powiem więcej, ilość ataków z jednego w miesiącu w trakcie stosowania vojty zmieniła się do jednego na pół roku a to jednak jest różnica i chociaż nie odważyłabym się pewnie wysnuć teorii że to dzięki vojcie tak się polepszyło, to jednak na tej podstawie mogę zdecydowanie stwierdzić że sytuacja się nie pogorszyła 🙂
Ale rozumiem rodziców którzy mają wątpliwości, sama je miałam na początku, i jak Julcia miała gorsze momenty jeżeli chodzi o napady, choć Sebastian od początku twierdził że to nie przez vojtę to byli tacy co podszepywali mi – daj sobie spokój, odpuść tę vojtę to na pewno przez nią… Na szczęście ich nie posłuchałam 🙂
Wreszcie cały ten płacz w trakcie ćwiczeń – „bo to na pewno boli”. Otóż nie boli a wręcz boleć nie może bo jak pojawia się ból mięśnie nie pracują prawidłowo i nie da się uzyskać pożądanego efektu. Ale dzieci płaczą, często drą się wręcz, co powoduje że rodzicom pękają serca i siwieją włosy…
A nasza Julcia to twarda zawodniczka – krzyczy niezmiennie od początku do końca ćwiczeń czyli mniej więcej godzinkę, po to żeby, jak tylko Sebastian się z nią żegna, uśmiechać się bez skrępowania od ucha do ucha z miną z cyklu „o! już koniec, to super, mogę przestać krzyczeć…” 🙂
Bo od mięśni w trakcie ćwiczeń się sporo wymaga – muszą pracować w konkretny sposób a to duży wysiłek i przy tym dla dziecka często niezrozumiały więc wywołujący oczywisty protest. Na nasze pytanie czy jest szansa że Julcia kiedykolwiek przestanie protestować na zajęciach Pan Roland Wittl, niemiecki terapeuta, członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Vojty, do tego niesamowity człowiek z ogromną wiedzą i doświadczeniem, odpowiedział że owszem – jak zrozumie że ćwiczenia są jej potrzebne… cóż – nie zrozumiała do dziś, albo zrozumiała ale usilnie próbuje nas przekonać że tak nie jest…
Do tego sama konieczność utrzymania konkretnej pozycji jest dla dziecka niewygodna i na pewno jest dyskomfortem, ale nie jest tak, że wywołuje ból.
I w końcu po któreś już z kolei 🙂 sprawa łączenia metod i głównie chodzi tu o Vojtę i NDT.
Opinie są różne ale przeciwskazań „z gruntu” nie ma. Musimy jednak pamiętać że rehabilitacja ma swój określony cel a Vojta się tego bardzo restrykcyjnie trzyma – wyznaczamy cel na początku terapii i do niego konkretnie dążymy. Jeżeli go osiągamy, wyznaczamy kolejny jeżeli jest taka potrzeba, lub kończymy terapię. W ten sposób prowadzona rehabilitacja, nawet różnymi metodami, musi być w tym określonym na początku celu spójna i jednolita, nie może wchodzić sobie w drogę. I to jest najważniejsze.
Dlatego idealnie jest kiedy terapeuci, jeżeli z dzieckiem ćwiczy kilku, konsultowali się ze sobą.
My mamy to szczęście mieć spójność nie tylko w terapii ruchowej, prowadzonej jednocześnie w szkole i w domu, ale też logopedycznej i dogoterapii, terapeuci znają się i kontaktują jeżeli jest taka potrzeba, wymieniając doświadczenia ze swoich dziedzin albo proszą żebym ja o coś któregoś z nich zapytała, gdyż liczą się wzajemnie ze swoim zdaniem wiedząc jak ważne jest to dla Julci.
I tak informacja o Vojcie w Michałkowie stała się dla mnie pretekstem do rozpisania się nieco szerzej o metodzie ale mam nadzieję że tylko tym zachęcę potencjalnych zastanawiających się 🙂
pozdrawiam 🙂
Witam chciałbym zapytać czy jeździ pani z córką na jakieś turnusy rehabilitacyjne. Mój synek urodził się z przepukliną oponowo rdzeniową i też ćwiczymy metodą Vojty. obecnie szukam takich ośrodków by jechać z nim na turnus. W Michakowie juz nie ma rehabilitacji t metoda. A probowala Pani delfinoterpii. Czekam na wiadomosc. Pozdrawiam