Witam serdecznie 🙂
kolejny tydzień za nami, ale skłamałabym gdybym powiedziała że nie wiem kiedy minął, bo wiem 🙂 Tym razem czas nie gnał jakoś jak zwykle, było spokojnie i powoli. Jula była ze mną cały tydzień w domu, nie miałyśmy żadnych popołudniowych zajęć, Julcia miała urlopik na całego i myślę że wyszedł jej na dobre, choć to pewnie oceni Sebastian po dzisiejszych zajęciach.
Na pewno będzie dobrze, widzę przecież że Jula jest w dobrej formie. Zresztą, jak już nie raz słyszałam, odpoczynek jest tak samo ważny jak rehabilitacja – słyszałam więc wiem, ale dziwna sprawa – o ile Julcia z pewnością nie miała nic przeciwko tygodniowi laby, mnie strasznie kusiło żeby jednak choć pod koniec tygodnia poprosić rehabilitanta na ten dzień, albo dwa… To już jest choroba z cyklu „dzień bez rehabilitacji to stracony dzień” – a ponieważ zdaję sobie na szczęście sprawę z ułomności ludzkiej natury (żeby nie tak od razu w samokrytykę wpadać…) na wszelki wypadek odwołałam wcześniej wszystkie zajęcia bo potem głupio byłoby się tłumaczyć że może jednak, chociaż na jeden dzień, tak dla rozruszania mięśni…
To zasada konsekwencji, pamiętam coś jeszcze ze studiów – jak podejmiemy już jakąś decyzję to potem choćby nie wiem co, wbrew swoim wątpliwościom i czasem zmieniającym się okolicznościom, żeby nie wypaść źle w oczach innych – trzymamy się jej 🙂
I podziałało 🙂
Chciaż łatwo nie było bo nawet w obliczu tego że okoliczność katarku nie bardzo się zmieniała i jednak trochę Julci dokuczał, szukałam luki w prawie – bo może nie będzie tak źle, w końcu to tylko katar, a vojta poprawi krążenie i organizm sobie szybciej poradzi z infekcją, no i oddech będzie lepszy…
Nie ma dla mnie ratunku… na szczęście i mój mąż i moja Sylwunia dzielnie pilnowali czy egzekwuję hasło ” wolny tydzień dla Julci!” (prawie można na wybory z tym iść…:) )
Efekt – Jula wypoczęta, zdrowa, z pewnością ma więcej siły i energii.
Trochę się pocieszam, że pewnie nie ja jedna Mama taka nadgorliwa bywam… przy dziecku wymagającym rehabilitacji cały czas, staje się ona koniecznością codzienną i priorytetem najwyższym, a jeszcze jak tak jak u nas każdy praktycznie dzień ćwiczeń przynosi jakąś poprawę i widać że jest lepiej, czasu po prostu na przerwę szkoda… A tu się nie obejrzałam jak niedawno rehabilitant uświadomił mi że od wakacji Jula jedzie na najwyższych obrotach i to w pełnym tego słowa znaczeniu bo z vojtą nie ma żartów, to ciężka praca dziecka i terapeuty.
Tymczasem Jula od rana uśmiechnięta pojechała do szkoły, mam nadzieję że równie uśmiechnięta wróci. Słoneczko świeci, wiosna idzie (wolno coś…ale jednak idzie 🙂 ) Kamil zdobył złoty medal mistrzostw świata, drużyna brąz po małym zamieszaniu – same dobre wiadomości 🙂
Wolne wolnym, ale czy może być lepsze zakończenie tygodnia jak niespodziewany przylot Babci z Anglii?! 🙂 to nie teleturniej więc od razu odpowiem – nie może! 🙂
W sumie dla kogo niespodziewany dla tego niespodziewany… moi braciszkowie kochani uknuli intrygę godną telenoweli zapraszając nas na niezobowiązujący obiadek w sobotę a tu proszę – taka niespodzianka 🙂
pozdrawiam serdecznie 🙂